Złe nawyki – czy można się ich pozbyć… raz na zawsze?

Listy postanowień noworocznych, deklaracje i obietnice zmiany na lepsze – niemal wszyscy to dobrze znamy. Postanawiamy, że będziemy więcej ćwiczyć, lepiej się uczyć, zdrowiej jeść i będziemy podejmować odpowiedzialne decyzje – również te finansowe. Początki wdrażania zmian bywają skuteczne, trwa to tydzień, dwa, może miesiąc. Powstaje tylko pytanie jak wprowadzać nowe nawyki tak, aby działały przez miesiąc, rok, a najlepiej przez całe życie? Na to pytanie poszukują odpowiedzi nie tylko osoby, które chcą skutecznie wprowadzać zmiany w swoim codziennym życiu, ale też biznesmeni i naukowcy.

Zespół naukowców wywodzących się z bardzo różnych dyscyplin, takich jak badania operacyjne i psychologia podejmowania decyzji, ruszył niedawno z jednym z największych eksperymentów naukowych, jakie kiedykolwiek przeprowadzono w dziedzinie nauk społecznych. Celem licznego zespołu profesor Angeli Duckworth (University of Pennsylvania) oraz profesor Katherine Milkman (Wharton University) jest stworzenie łatwych w użyciu oraz powszechnie dostępnych narzędzi, które pomogą ludziom podejmować lepsze decyzje – na co dzień oraz w perspektywie długoterminowej. Obszary decyzyjne objęte projektem mają dotyczyć zdrowia, edukacji oraz oszczędności.

Partnerstwo nauki i biznesu na ogromną skalę dla solidnych danych
Naukowcy skupią się w pierwszej kolejności na pomocy ludziom w tworzeniu nawyku regularnego uprawiania sportu. Do tej części projektu panie profesor zaprosiły sieć siłowni 24 Hour Fitness, uruchamiając wspólnie program do którego zapraszają klientów tej sieci – zarówno nowych jak i obecnych – którzy zechcą wziąć udział w badaniu. Znaczenie słowa „badanie” nabiera w tym kontekście nowego wymiaru, ponieważ jego uczestnicy będą brali udział w turnieju na ogromną skalę. Badacze stworzyli 57 różnych ścieżek rozwoju, które mogą prowadzić do pozytywnej zmiany zachowań związanych ze zdrowym stylem życia. Przydział do grup będzie losowy, zatem o tym, do jakiej grupy trafi każdy z uczestników zadecyduje rzut monetą. Milkman mówi, że chce zobaczyć które programy rozwoju przyniosą największe zmiany w zachowaniu, nie tylko podczas trwania programu StepUp (czyli 28 dni) ale również po kolejnym roku, który nastąpi po programie. Mówiąc o ogromnej skali mamy na myśli zasięg tego przedsięwzięcia: 24 Hour Fitness posiada ponad 400 siłowni, co przekłada się na dostęp do ok 4 mln klientów, z miejscowości rozproszonych na całym obszarze USA.

Ogromna skala jest jednym z kilku czynników, które wyróżniają program StepUp od podobnych mu badań. Kolejnym z nich – nietypowym i bardzo pożytecznym – było zbudowanie partnerstwa z siecią fitness, która daje badaczom dostęp do zbioru milionów możliwych uczestników o różnych profilach demograficznych. Nie chodzi tu tylko o wrażenie jakie robią te ogromne liczby, ale o porównywalność uzyskanych wyników. Warto zauważyć, że wyniki przeprowadzonych do tej pory – ale na mniejszą skalę – badań są trudne lub niemożliwe do porównywania między sobą. Z porównań wyników różnych grup, na przykład mężczyzn i kobiet, lub też nowych członków siłowni i jej weteranów może płynąc wiele interesujących i praktycznych wniosków. Ta ogromna skala badania pozwoli ekspertom podzielić dane przekrojowo, tzn. „pokroić” dane w bardzo różnych kierunkach, a jednocześnie nadal mieć w podgrupach wystarczająco dużo ludzi, aby móc wiarygodnie porównywać i dawać solidne odpowiedzi na pytania badawcze.

Organizacja badań
Organizacja tych badań jest zagadnieniem równie ciekawym co same badania. Jak rekrutowane są osoby badane? Członkowie sieci siłowni mogą zapisać się do programu poprzez stronę internetową, przez którą będą też otrzymywać komunikaty w formie spersonalizowanych wiadomości tekstowych. Brzmi to niemal banalnie, jednak przy planowaniu działań na taką skalę było bardzo ważne, aby rozwinąć program który dosięgnie uczestników takimi narzędziami, z których oni już korzystają. W dzisiejszych czasach mamy tak wiele konkurujących ze sobą kanałów komunikacyjnych, które walczą o ­­naszą uwagę, że umiejętność jego doboru nie jest już tylko potrzebna w działach marketingu i PR. Jest to też jeden z powodów, dla których problematyka omawianych badań nie została do tej pory rozwiązana i nadal jest bardzo interesującym obszarem wglądu. Z tym zagadnieniem nasz zespół badawczy walczył najdłużej i zanim powstało jakiekolwiek rozwiązanie, sporo czasu upłynęło na tym, aby wyciąć z procesu komunikacji jak najwięcej szumu informacyjnego.

Mocna strona projektu – ludzie
Program jest jednym z kilku planowanych na wielką skalę eksperymentów społecznych, a za uruchomienie całości odpowiada Behavior Change for Good Initiative Uniwersytetu Pensylvania. Sam pomysł powstał jednak na bazie interdyscyplinarnego dialogu przy porannej kawie między Duckworth i Milkman.

„Tutaj nie chodzi o siłę jednego, czy nawet dwóch umysłów, ale o siłę całej sieci naukowców światowej klasy z bardzo różnych dziedzin (…)”.

 ~ Angela Duckworth

Badaczki zgodnie twierdzą, że duży postęp na polu badania kształtowania długoterminowych nawyków może być zrobiony dzięki stworzeniu interdyscyplinarnego zespołu, włączając w to m.in. psychologów, ekonomistów, badaczy neuro-nauk i wielu innych. Na obecnym etapie w zasadzie nie wiadomo czyje pomysły na wdrażanie zmian w zachowaniu będą bardziej efektywne od pozostałych. Badacze zamierzają pozwolić, aby odpowiedź na te pytania wyłoniła się bezpośrednio z danych. Zwłaszcza, że w codzienności zanurzamy się w dziesiątkach sytuacji, gdzie dobre i korzystne dla nas i dla innych ludzi decyzje nie są tymi najłatwiejszymi, ani najprzyjemniejszymi do podjęcia. Co ciekawe, korzeniem tego problemu nie jest luka w wiedzy. Przecież większość ludzi wie, że powinniśmy jeść więcej owoców i warzyw, albo nie odkładać nauki do nadchodzącego egzaminu na ostatnią chwilę. Problem, który chcemy rozwiązać to stworzenie połączenia między tym jak każda decyzja o zjedzeniu czegoś zdrowego lub niezdrowego (lub przykładowo w starciu „uczenie się vs. Netflix”), dodają się do siebie i kumulują z biegiem czasu.

W poszukiwaniu super-mocy
Odwracając kierunek myślenia: czy decyzje o braku działań też kumulują się w czasie? Na przykład jeśli nie pójdę dziś na siłownię albo nie przyjmę leków na serce, czy coś mi się stanie tego samego dnia? Raczej nie powinno. Ale jeśli będę tą decyzję powtarzać to w końcu dosięgną mnie konsekwencje. To właśnie ta luka pomiędzy naszymi codziennymi decyzjami i naszymi ostatecznymi wynikami jest fundamentalną częścią problemu psychologicznego.

Wyniki badań zakładu prof. Milkman wykazują, że 40% przedwczesnych śmierci jest wynikiem zachowań/zwyczajów, które mogły być zmienione! Gdybyśmy mieli taką moc, aby sprawić, że każdy będzie ćwiczył regularnie, rzuci palenie, będzie pił alkohol w sposób odpowiedzialny (lub wcale), będzie dbał o zdrową dietę czy regularnie badał się w związku z zagrożeniem zachorowaniem na raka –  moglibyśmy bardzo różne przyczyny śmierci wymazać z mapy naszego świata i potężnie zmniejszyć ich medyczne koszty.

Oczywiście nikt nie oczekuje, że będzie to problem łatwy do rozwiązania. Raczej należy patrzeć na ten problem jak na poszukiwanie złotego Graala. Stąd też potrzeba interdyscyplinarnej drużyny, aby zrobić znaczący krok na przód w tworzeniu rozwiązań które są zarówno efektywne, jak i łatwe do zastosowania. Trzeba także uzbroić się w cierpliwość, ponieważ nie możemy spodziewać się że w 2018 roku nagle i definitywnie rozwiążemy problem trwałej zmiany zachowań. To zadanie jest bardzo trudne (jeśli nie niewykonalne), natomiast możemy oczekiwać natychmiastowego rozpoczęcia procesu uczenia się. Opisane badanie mają na celu rozwikłanie problemu zmiany ludzkiego zachowania i odkrycia czemu niektórzy ludzie skutecznie wprowadzają dobre nawyki, a wielu innych ponosi w tym samym przedsięwzięciu klęskę. Pozostaje nam zatem życzyć wytrwałości i konsekwencji twórcom i wykonawcom tego projektu badawczego, bo jeśli uda im się dokonać odkrycia, do którego dążą, będziemy mieli większe pole do rozwoju jako cały gatunek, w wielu obszarach naszej działalności, również tych związanych z decyzjami finansowymi.

Miliardy utopione w ICO

Kryptowaluty wzbudzają ostatnio duże zainteresowanie inwestorów. Co raz więcej osób pamiętając o tym, ile można było zarobić na Bicoinie uważa, że technologia blockchain i z nią związane projekty, takie jak Initial Coin Offerings (ICO) pozwoli im na co najmniej powtórzenie zarobku z Bitcoina. Niestety, 90% inwestujących traci swoje pieniądze. Przyłączamy się do apelu nadzorców z całego świata, że ludzie nie powinni w to inwestować, a szczególnie swoich oszczędności. Dlaczego i jakie jest ryzyko ich utraty nasza Redaktor naczelna opowiada w Pulsie Biznesu.

Społecznościowe finansowanie start-upów w kryptowalutach przyciąga miliony inwestorów z całego świata. Tematem zainteresował się polski nadzorca — pracuje nad regulacjami.

Właściciele spółki Bitconnect zebrali w ramach finansowania społecznościowego 1,5 mld USD. Na początku tego roku zamknęli biznes, po czym otworzyli nowy. Ponownie zwrócili się do inwestorów kryptowalutowych po pieniądze na realizację swojego kryptokonceptu. Inna firma, wietnamski Modern Tech, w ten sam sposób zebrała ponad 660 mln USD od około 32 tys. osób. Ślad po siedmiu założycielach i pieniądzach zaginął. Kryptowalutowe byty mnożą się, nabierając coraz bardziej abstrakcyjnych kształtów — np. za jezuscoiny można kupić odpuszczenie grzechów. Według statystyk, około 90 proc. projektów Initial Coin Offering (ICO), polegających na pozyskiwaniu przez start-upy kapitału w kryptowalutach, upada. Mimo twardych liczb, rynek wierzy, smart kontrakty.

Alternatywne finansowanie

-ICO może być alternatywą dla IPO, czyli pierwszej oferty publicznejprzeprowadzanej przez spółkę debiutującą na giełdzie papierów wartościowych. Problem polega jednak na tym, że jest to rynek wschodzący i nieuregulowany, na którym większość finansujących się projektów upada, a zainwestowane pieniądze rozpływają się w powietrzu. Inwestując w start-up, otrzymujemy token o określonej wartości, która później zmienia się w zależności od kondycji firmy. Zysk otrzymujemy dopiero w momencie jego sprzedaży — wyjaśnia Sylwester Suszek, prezes Bitbay’a, giełdy kryptowalut.

Najwięcej projektów ICO powstaje w obrębie infrastruktury technologicznej — 25,8 proc. W zeszłym roku internauci przeznaczyli na tego typu pomysły biznesowe ponad miliard USD. Na drugim miejscu uplasowały się projekty finansowe — blisko 570 mln USD (14,6-proc. udział w rynku). Ostatnie miejsce na podium należy do koncepcji biznesowych związanych z inwestowaniem i tradingiem — ponad 386 mln USD zainwestowanych środków. Wśród pozostałych branż, z mniejszym niż 10-proc. udziałem w rynku, można wymienić m.in.: komunikacje, płatności, przechowywanie danych, ochrona zdrowia i leki czy gry wideo.

Zainteresowanie ICO skorelowane jest z kursem najpopularniejszych walut — takich jak bitcoin, litecoin czy etherum. W grudniu zeszłego roku, gdy kurs BTC sięgał 20 tys. USD, społeczność kryptowalutowa kupiła tokeny o wartości ponad 1,7 mld USD, w całym 2017 r. — ponad 6 mld USD.

-Inwestorzy powinni dokładnie analizować ICO, zanim zainwestują. Szczególną uwagę należy zwracać na nazwiska, które kryją się za konkretną ofertą. Wiele o firmie mówi również kraj, w którym jest zarejestrowana spółka. Większym zaufaniem można obdarzyć firmę ze Szwajcarii niż z Honolulu. Szczegółowe informacje o projekcie powinny być zamieszczone w tzw. białej karcie. Obecnie, gdy rynek nie jest uregulowany, bezpieczniej jest też inwestować w firmy znane, które poszukują finansowania na rozwój, niż początkujące start-upy — radzi prezes Suszek.

Potrzebne kryptoprawo
Oszustwa na smart kontrakty to problem globalny.
– Inwestorów przyciąga dynamicznie rozwijająca się technologia blockchain, z którą wiążą nadzieję na duże zyski w przyszłości. Przesadny optymizm pobudza popyt na około kryptowalutowe projekty. Z kolei brak regulacji anonimowość przyciągają oszustów. Zdecydowana większość ICO to wydmuszki — podkreśla dr hab. Aneta Hryckiewicz, ekspert w dziedzinie finansów i bankowości z Akademii Leona Koźmińskiego.

Jak mówi ekspert, do tej pory start-upy, które potrzebowały finansowania, zwracały się do funduszy venture capital czy private equity, gdzie weryfikuje się działalność młodej firmy i wycenia jej wartość. W przypadku ICO wartość tokenów często bywa zawyżona. Zwraca również uwagę na kradzieże tokenów.

-Technologia blockchain jest młoda, w związku z czym pojawiają się błędy w kodach, które otwierają furtkę hakerom — dodaje dr hab. Hryckiewicz. Oszuści wykorzystują do promocji ICO twarze i nazwiska znanych osób bez ich zgody — m.in. brytyjskiego miliardera Richarda Bronsona czy kanadyjskiego aktora Ryana Goslinga. W kryptowaluty coraz częściej inwestują osoby niepełnoletnie. Wirtualne monety kupują 15-latkowie (2 proc. uczestników rynku) czy 16-20-latkowie (28 proc.).

Komisja Nadzoru Finansowego powołała zespół roboczy do spraw blockchain, który w ciągu roku ma za zadanie wypracować rozwiązania prawne m.in. dla rynku smart kontraktów. Jednym z pomysłów, który padł podczas poniedziałkowego spotkania inauguracyjnego zespołu, jest stworzenie listy, na którą trafiałoby ryzykowne projekty. Propozycja spotkała się z pozytywnym odbiorem nadzorcy. Aby jednak ICO było bezpieczne, musiałoby być audytowane i transparentne. Regulowanie tego rynku jest bardzo trudne, bowiem nie wystarczy wprowadzić przepisy w Polsce — inwestorzy z naszego kraju mogą finansować dowolny projekt na świecie. Co zatem można zrobić?

Edukacja, edukacja, edukacja
-Trzeba uświadamiać ludzi, a nie zakazywać im inwestycji alternatywnych. Wprowadzenie ekstremalnie rygorystycznych przepisów spowoduje, że start- -upy nie będą powstawały w Polsce, ale np. w Szwajcarii, która zapewnia bardzo przyjazne środowisko — zaznacza Jacek Walewski z Polskiego Stowarzyszenia Bitcoin (PSB).

Jak radzi sobie z kryptogorączką Amerykańska Komisja Papierów Wartościowych i Giełd (SEC)? Nadzorca poinformował rynek, że chce stworzyć własną kryptowalutę — howecoin — i organizuje ICO. Informacja była fałszywa i miała przyciągnąć na stronę internetową zainteresowane osoby, które zobaczyły tam kampanię wymierzoną oszustów.Jacek Walewski zauważa, że w gąszczu scamów można znaleźć również wartościowe pomysły na biznes.

-Jednym z ciekawszych ICO, na które sam zwróciłem uwagę, jest Sirin Labs. Twórcy projektu pracują nad smartfonem, którego oprogramowanie będzie oparte na technologii blockchain. Zaszyte w nim zostaną m.in. portfele kryptowalutowe, soft pozwoli też na bezpieczne wykonywanie połączeń telefonicznych — mówi.

Jego zdaniem, ICO wartych uwagi jest znacznie więcej. Decent i Vibrate to start-upy działające w służbie sztuki. Pierwszy w branży muzycznej, drugi zajmuje się również rynkiem wideo i ebooków. Rozwijają platformy zbudowane na blockchainie, za pośrednictwem których artyści mogą rozpowszechniać swoje dzieła. Eliminują w ten sposób pośredników, a środki ze sprzedaży spływają bezpośrednio na ich konto.

Start-up Hacken, który finansował się poprzez ICO, tworzy rynek dla tzw. białych hakerów, kontroluje giełdy kryptowalutowe i wystawia im ratingi. Członkiem zespołu jest John McAfee — twórca popularnych programów antywirusowych. Z kolei ogromny sukces na rynku odniósł Telegram, komunikator, którego twórcy zebrali na około 1,7 mld USD. Zaletą jest brak możliwości podsłuchania rozmów, co spowodowało, że komunikator został zabroniony w Rosji.

7,6 tys. USD Taka jestaktualna wartość jednego bitcoina.

20 mln Szacuje się, że tyle osób je posiada…

17 mln …tyle BTC jest na rynku…

21 mln …a tyle może być maksymalnie.

OKIEM EKSPERTA – Michał Kibil, partner zarządzający w kancelarii Kibil i Wspólnicy

Technologia w starciu z prawem
Lubię stosować porównanie tokenów i coinów do czystej kartki papieru, która w zależności od tego, czym będzie zapisana, może przyjąć charakter akcji, weksla czy też jakiegokolwiek instrumentu finansowego. Na takiej kartce można także spisać umowę spółki. Dzięki tokenom emitowanym w ramach ICO można podzielić się udziałem w biznesie, niezależnie od tego, czy wskazany biznes posiada już osobowość prawną, czy też nie. Ze względu na możliwość nadania tokenom różnych funkcji, jak w przypadku każdej inwestycji, przed podjęciem decyzji o zainwestowaniu własnych środków powinniśmy się zastanowić, co dostajemy w zamian (udział w biznesie czy np. voucher na przyszłą usługę).

Według mnie, regulowanie rynku ICO nie zlikwiduje problemu oszustw. Zdecydowanie skuteczniejsze jest ich wczesne wykrywanie, informowanie o nich społeczeństwa i edukowanie potencjalnych inwestorów. A gdy już mamy do czynienia z oszustwem — efektywne ściganie osób, które doprowadziły do niekorzystnego rozporządzenia naszym mieniem. Propozycję regulatora, aby wprowadzić listę ostrzeżeń na temat ICO, należy ocenić jako cenną i wartościową. Aby była skuteczna, regulator będzie musiał blisko współpracować ze specjalistami z zakresu rynku blockchain, którzy wskazane nadużycia są w stanie identyfikować odpowiednio wcześniej.

Artykuł autorstwa Karoliny Wysoty oryginalnie opublikowany na stronie Puls Biznesu pod linkiem: https://www.pb.pl/miliardy-utopione-w-ico-931445

FOREXOWI mówimy stanowcze NIE!

Odkładanie pieniędzy zwane popularnie oszczędzaniem jest procesem niezwykle trudnym do realizacji i niewiele osób się na niego decyduje. Powody takiego stanu rzeczy są różne. Niskie wynagrodzenie, złe zarządzanie budżetem domowym, zobowiązania finansowe, niski poziom wiedzy inwestycyjnej, strach przed porażką a czasami zwykłe lenistwo. Statystyki nie są zbyt optymistyczne – około 50% społeczeństwa przyznaje, że nie oszczędza w ogóle, tylko 7% oszczędza regularnie reszta oszczędza od czasu do czasu – wydając zgromadzone pieniądze [1].

Zarządzanie ciężko zarobionymi środki finansowymi to kolejny problem. Tylko niewielki procent osób potrafi pomnażać swój kapitał powyżej wartości wynikających z lokat bankowych, których większość z trudem pokrywa wskaźnik inflacji (w kwietniu 2018 wynosił on 1,6%).

Inwestycje finansowe są nadal dla nas ciągle tematem tajemniczym, czasami wstydliwym lub wręcz źle postrzeganym towarzysko (np. w porównaniu do obywateli USA), choć należy przyznać, że w ostatnimi czasy zainteresowanie tematyką znacznie wzrosło.

Na przestrzeni ostatnich kilku lat zauważalny jest znaczący wzrost zainteresowania Polaków rynkiem Forex i opcjami binarnymi. Spowodowane jest szeregiem akcji reklamowych właścicieli platform obrotu wykonywanych głównie poprzez internet. Któż z nas nie dostał wiadomości o cudownej metodzie pomnażaniu pieniędzy, czy też o osobach, które były bezrobotne a teraz zarabiają „tysiące” przebywając na egzotycznych wyspach otoczonych błękitem wód ciepłych oceanów? To działa na wyobraźnię, szczególnie u osób dopiero zaczynających działalność inwestycyjną.

Przyjrzyjmy się zatem rynkowi Forex – dokonując analizy podstawowych zalet i zagrożeń wspomnianego instrumentu.

Usługi transakcyjne są realizowane (dostępne) poprzez platformy obrotu aktywami (brokerzy). Ich liczba stale się zmienia, lecz ciągle wynosi ponad 200. Najbardziej popularne znajdziemy na każdym portalu finansowym. To są dostawcy usług, ale czym jest sam rynek Forex?

Rynek Forex nie posiada, tak jak giełdy papierów wartościowych fizycznej lokalizacji i jest w rzeczywistości rynkiem poza giełdowym (Over-The-Counter, “OTC”). Operacje handlowe przeprowadzane są pomiędzy dealerami walutowymi przy pomocy urządzeń komunikacji elektronicznej. Rynek ten działa od poniedziałku do piątku przez 24h na dobę. Dostęp do aktywów możliwy jest (jak to wspomniano wcześniej) przez pośredników na konta których użytkownicy wpłacają swój depozyt.

Podstawą handlu na rynku Forex jest różnica kursów par walutowych (spread) wyrażona w pipsach w połączeniu z zastosowaniem dźwigni finansowej. Wartość jednego pipsa jest określona indywidualnie przez platformy obrotu i zależna jest od zastosowanej dźwigni – mówiącej o wysokości kontraktu przy założonej przez tradera kwocie inwestycji.

Wpływ dźwigni finansowej na wartość jednego pipsa i kwotę kontraktu obrazuje zamieszczony poniżej rysunek 1 i 2.

forexRys. 1. Wartość kontraktu i jednego  pip-sa przy dźwigni 1:50  i kwocie inwestycji 50 EUR. Platforma uTrader.

 

forex2 Rys. 2. Wartość kontraktu i jednego  pip-sa przy dźwigni 1:200  i kwocie inwestycji 50 EUR. Platforma uTrader.

 

Jak łatwo zauważyć ta sama kwota inwestycji w wysokości 50 EUR daje nam różne wartości.
Przy dźwigni finansowej 1:50 wartość kontraktu wynosi 2,500 EUR (50×50) a jeden pips obliczony został na kwotę 0,22 EUR. W przypadku dźwigni 1:200 wartość kontraktu wzrasta do wartości 10,000 EUR a jeden pips odpowiednio uzyskuje wartość 0,90 EUR.

Wygląda kusząco? Wystarczy zainwestować kwotę 50 EUR aby uczestniczyć w zyskach kontraktu opiewającego na 10,000 EUR! Już oczyma wyobraźni widzimy te pieniądze… Rzeczywistość jest jednak nieco bardziej odmienna.

Jeżeli prawidłowo przewidzimy kierunek ruchu pary walutowej (w górę lub w dół) problem nie istnieje – zarobimy. Gorzej jednak, gdy otworzyliśmy transakcję na wzrost a para walutowa przybrała zupełnie niespodziewanie trend negatywny i spadła o 1 pips. Przy dźwigni 1:50 oraz inwestycji 50 EUR z naszego rachunku ubyło właśnie 11 EUR (50×0,22), czyli 22%. Napięcie wzrasta, skala w urządzeniu mierzącym poziom emocji (z gumową rurką i opaską na ramieniu) powoli się kończy – a para nadal spada. Pojawia się pytanie, czy zamknąć pozycję ze stratą 22%, czy też czekać aż trend się odwróci i może uda się nam zamknąć pozycję z zyskiem.

Wartości strat przy użyciu wyższej dźwigni 1:200 nie będziemy obliczać. Jest ona znacznie wyższa od zainwestowanej kwoty – a powstała w ten sposób różnica przy zamknięciu pozycji zostanie pobrana z naszego depozytu lub będziemy zmuszeni do jej uzupełnienia.

 

Dźwignia to narzędzie obosieczne.

Jak podaje Urząd Komisji Nadzoru Finansowego 80% klientów grających na Forexie ponosi stratę. Mniej oficjalne szacunki pokazują, że ten procent dochodzi nawet do 90%. Średni wynik osiągnięty przez klienta na koniec I półrocza wyniósł -6742 zł. Jak widać zarobek na rynku Forex nie jest tak prosty jak głoszą to materiały go reklamujące.

Czy zatem nie da się na nim zarobić? Można na nim nieźle zarobić jednak udaje się to tylko nielicznym.

Należy jednak zwrócić uwagę na niebezpieczeństwa związane z opisywanym instrumentem. Do podstawowych zagrożeń należy zaliczyć:

Podatność na spekulacje. Rynek Forex jest niezwykle podatny na wszelkiego rodzaje spekulacje i bardzo często staje się nieobliczalnym narzędziem w rękach dużych graczy „Market Makers”. Gwałtowne zmiany trendów, niezgodne z wynikami makroekonomicznymi reakcje rynku – to jedne z głównych elementów przynoszących starty i będących wynikiem wspomnianych spekulacji.

Duża zmienność a tym samym brak stałego trendu w porównaniu do rynków kapitałowych charakteryzujących się (pomimo różnego zachowania krótkoterminowego) stałym, wzrostowym trendem od roku 1929.

Czas. Śledzenie i prawidłowa analiza wymaga poświęcenia ogromnej ilości czasu, którego zwyczajnie nie mamy. Każdą jedną otwartą pozycję należy pilnować śledząc przebiegi wykresów świecowych. W przeciwnym razie prawdopodobieństwo poniesienia straty ze względu na wspomnianą wcześniej zmienność rynków jest ogromne.

Doświadczenie. Brak wiedzy i doświadczenia inwestycyjnego na rynku Forex jest według nas równoznaczny z poniesieniem dotkliwych strat a sam trading będzie zbliżony do gier hazardowych. Prawdziwe inwestycje finansowe mające na celu osiągnięcia założonego zabezpieczenia finansowego powinny być oparte na aktywach o znacznie mniejszym ryzyku, posiadających stałe, przewidywalne benchmarki.

Początkujący inwestorzy powinni budować swój kapitał w oparciu o bardziej bezpieczne aktywa. Kuszące profity wynikające z rynku Forex nie powinny stać się podstawą działań osób rozpoczynających budowę kapitału. Inwestycje w papiery wartościowe, jednostki TFI czy ETF-y na pewno wolniej budują nasz kapitał, ale przynajmniej możemy być pewni, że przy spadkach przychodzą wzrosty, co pozwoli nam na odrobienie potencjalnej straty. Niestety, zachowania FOREX są mniej przewidywalne, co powoduje, że większość z nas kończy ze stratą.

 

[1] Dane z raportu Fundacji Kronenberga przy City Handlowy pt. „ Postawa Polaków wobec oszczędzania”, sporządzony przez TNS Pentor, październik 2011r.

Autorami artykułu są prof. Aneta Hryckiewicz oraz Paweł Maciąg.

Dywersyfikacja ma smak wanilii

Czy zdajecie sobie sprawę, że obecnie kilogram wanilii kosztuje więcej niż kilogram srebra? W momencie kiedy piszę te słowa cena srebra to 527 USD/kg, a cena wanilii to między 600 a 700 USD/kg! Warto przypomnieć, że jeszcze 4 lata temu, za kilogram tej przyprawy płaciliśmy nieco ponad 100 dolarów. W tym miejscu warto postawić pytanie: jak do tego doszło?

Największym producentem i eksporterem wanilii jest Madagaskar. To afrykańskie państwo odpowiada za aż 48% światowej produkcji! W zeszłym roku, potężny cyklon uderzył we wschodnie wybrzeże Afryki, niszcząc lub uszkadzając większość plantacji wanilii na Madagaskarze. Ceny w 2017 wystrzeliły w górę ze względu na ogomny spadek podaży. Obecnie z afrykańskiej wyspy docierają informacje, że wciąż nie udało się naprawić większości zniszczeń znów będzie problem z zaopatrzeniem co oznacza, że możemy spodziewać się dalszego wzrostu cen wanilii.

 

vanilla

Źródło: financialtimes.com

Ta sytuacja pokazuje jakie ryzyko niesie ze sobą niezdywersyfikowany portfel inwestycyjny. Gdyby zamiast cyklonu Madagaskar miał niezwykle udany sezon i ponadprzeciętne zbiory, cena wanilii poleciałaby na łeb na szyję ponieważ ten kraj ma największy wpływ na cenę. To samo stanie się gdy nasz portfel inwestycyjny uzależnimy od jednej spółki/indeksu w zależności w co inwestujemy. Dlatego poza wyborem odpowiednich instrumentów, dla których mamy pozytywne prognozy warto także zaplanować strukturę naszego portfela, tak aby ewentualne spadki jednego z instrumentów były równoważone zyskami z innych.

Więcej o dywersyfikacji dowiecie się z naszego filmu:DYWERSYFIKACJA2