Kiedy rozwiązywanie problemów przysparza nam kolejnych, czyli jak wpadamy w pułapkę poszerzającej się definicji

Świat w którym żyjemy jest daleki od ideału, niezależnie od tego, jaki aspekt i jaką jego miarę wzięlibyśmy pod uwagę: czy to wskaźnik ubóstwa, przemocy, dostępu do edukacji czy poziomu uprzedzeń obecnych w danym społeczeństwie. Jednocześnie ten sam, dalece nieidealny świat, cały czas się rozwija i wiele z wymienionych problemów ulega widocznej poprawie w wyniku pracy włożonej w polepszanie złej sytuacji. Dlaczego w takim razie sondaże regularnie pokazują, iż niezmiennie wierzymy, że jest inaczej? Inaczej – czyli gorzej, bez progresu i żadnej poprawy.

Rozwiązywanie problemów powoduje, że poszerzamy ich definicje
Odpowiedź na to pytanie może wypływać ze zjawiska zwanego efektem zmiany konceptu powodowanej częstością (z ang. prevalence induced concept change). Profesor Psychologii z Edgar Pierce – Daniel Gilbert –  oraz dr Dawid Levari przeprowadzili serię eksperymentów w wyniku których wykazali, że wraz z redukcją rozpowszechnienia jakiegoś problemu ludzie w naturalny sposób mają skłonność do tego, żeby ten problem przedefiniowywać, a dokładniej: poszerzać jego definicję. W wyniku tego zjawiska, im bardziej dany problem będzie zanikał, tym bardziej jego definicja może być poszerzana. Może nawet dojść do sytuacji, że w rzeczywistości problem mógł zostać już dawno rozwiązany, ale poznawczo możemy ten fakt zwyczajnie przeoczyć.

Postęp niczym kameleon – sam się maskuje
Badania Gilberta i Levariego pokazują, że ludzie oceniają każdy nowy przypadek jakiegoś zjawiska lub problemu w kontekście przypadków poprzednich. Zatem przyjmijmy na chwilę, że jakieś zjawisko, np. dyskryminacja, miało konkretny poziom nasilenia w naszym otoczeniu, ale z czasem udało nam się podjąć skuteczne działania aby ten poziom zmniejszyć. Nasz kontekst, wraz z tą poprawą, ulega zmianie i odnajdujemy się w nowym kontekście, który sami stworzyliśmy. I teraz to ten nowy kontekst zaczyna być naszym punktem odniesienia do oceny każdego nowego zachowania. Innymi słowy można powiedzieć, że kiedy problemy stają się nieliczne, więcej rzeczy uznajemy za problem.  Czyli kiedy nasz świat ulega poprawie stajemy się jego ostrzejszymi krytykami, A to może nas błędnie utrzymywać w przekonaniu, że w zasadzie to nic się nie poprawiło. To trochę tak, jak gdyby progres maskował sam siebie – niczym kameleon.

Nasze definicje różnych konceptów zdają się poszerzać się czy tego chcemy czy nie
To zjawisko nie ogranicza się tylko do skomplikowanych kwestii społecznych, obserwowanych  na wielką skalę. Opisywany przez autorów badań efekt ujawniał się nawet przy prostych czynnościach. Uczestnicy jednego z eksperymentów byli proszeni o wyszukiwanie niebieskich kropek na ekranie komputera. Ochotnicy przyglądali się w sumie tysiącu kropek, jedna po drugiej, przy czym za każdym razem musieli zdecydować czy kropka była niebieska czy też nie. Najpierw niebieskie kropki pojawiały się z dużą częstotliwością. Kiedy zaczęły pojawiać się rzadziej, uczestnicy zmienili sposób ich klasyfikowania: kropki, które widzieli wcześniej i klasyfikowali jako niebieskie, teraz nazywali fioletowymi.

Co więcej, nawet kiedy uczestników informowano o występującym efekcie i oferowano zapłatę za niedopuszczenie, aby efekt zmiany konceptu zadziałał, wyniki wskazały jasno że nic to nie dało. Mimo świadomości jego istnienia i woli zapobiegania – efekt występował.

Społeczne skutki działania efektu
Kolejny eksperyment pokazał podobny wynik do opisanych już wcześniej, z tą różnicą, że dotyczył sytuacji społecznych. Badani oglądali i oceniali zdjęcia twarzy. W pierwszej części eksperymentu uczestnikom pokazywano z dużą częstotliwością twarze o wyrazie zagrażającym. Kiedy w drugiej części przewaga twarzy o wyrazie zagrażającym została zmniejszona, badani zaczęli identyfikować twarze neutralne jako zagrażające.

Chyba najbardziej istotnym społecznie i najbliższym realiom kontekstem opisywanych badań były te eksperymenty, w których uczestnicy wcielali się w członków komisji ds. etyki badań. Takie komisje zajmowały się przeglądem wniosków badawczych aby zapewnić, że badania naukowe będą przeprowadzone w sposób etyczny. Jak nietrudno się domyślić, uczestnicy dostawali do oceny wnioski różniące się poziomem etyczności – od bardzo etycznych po nieetyczne. Z czasem – gdy zwiększała się przewaga badań etycznych, tym więcej przypadków neutralnych było ocenianych jako nieetyczne.

Kiedy zmiana konceptu jest adaptacyjna, a kiedy nie?
W pewnych przypadkach zmiana konceptu powodowana częstością jest zgodna ze zdrowym rozsądkiem i korzystna. Przyjrzyjmy się przez chwilę lekarzowi Szpitalnego Oddziału Ratunkowego, który selekcjonuje pacjentów do natychmiastowego udzielenia pomocy. Przypuśćmy że w sobotę SOR wypełniły ofiary strzelaniny oraz pacjent ze złamaną ręką, który usłyszy, że musi poczekać. Następnego dnia, ten sam lekarz zastaje (innego) człowieka ze złamaną ręką i kilku pacjentów z umiarkowaną gorączką. Czy doktor powinien sztywno trzymać się definicji tego kto potrzebuje natychmiastowej pomocy z soboty i powiedzieć człowiekowi ze złamaną ręką że i tak ma zaczekać? Oczywiście, że powinien zmienić swoją definicję bazując na nowym kontekście!

W innych przypadkach jednak ten sam efekt może być problematyczny. Chyba możemy się zgodzić co do stwierdzenia, że np. ortopeda nie powinien zmieniać (poszerzać) definicji złamania i doszukiwać się go tam, gdzie go nie ma. To jest raczej przypadek, kiedy trzeba być zdolnym do jednoznacznego określenia kiedy dotarliśmy do granic naszych kompetencji i przekierować pacjenta do innego specjalisty, stwierdziwszy brak złamania. Badania sugerują, że nie jest to łatwa rzecz do zrobienia, bo nasze definicje różnych konceptów zdają się poszerzać czy tego czy chcemy, czy nie.

Absurd czy wzrost wrażliwości społecznej?
Poszerzanie czyichś definicji problemu może być widziane przez niektórych jako dowód na to że poprawność polityczna przybiera formę jakiegoś rodzaju absurdu. Takie osoby będą argumentować, że ponieważ zablokowaliśmy dużą ilość zachowań dyskryminacyjnych, to – zgodnie z efektem zmiany konceptu powodowanej przez częstość – zaczniemy więcej zachowań klasyfikować jako dyskryminacyjne, co może prowadzić do wypaczenia pierwotnego znaczenia słowa dyskryminacja.  Inni z kolei zobaczą poszerzanie konceptów jako wzrost wrażliwości społecznej, ponieważ zaczniemy być świadomi problemów których wcześniej nie rozpoznawaliśmy nawet jako problemy.

Wyniki opisywanych tu badań nie zajmują stanowiska w takich dyskusjach. Wiadomo, że życie niesie ze sobą różne sytuacje i oczywiste jest że w pewnych sytuacjach życiowych nasze definicję powinny pozostać stałe. Znane są również przykłady sytuacji, kiedy te definicje powinny zostać rozszerzone. Przedstawione tu eksperymenty pokazują, że czasami będąc w pierwszej z  tych sytuacji zachowujemy się i działamy tak, jakbyśmy byli w tej drugiej. Dlatego może istnieć potrzeba wdrożenia mechanizmów instytucjonalnych, które będą chroniły przed błędami z tego wynikającymi. W zasadzie każda osoba, której praca zawodowa zakłada redukowanie częstości występowania jakichś zjawisk, powinna być świadoma tego, że nie zawsze łatwo jest stwierdzić kiedy ta praca została faktycznie wykonana.

Dlaczego ulegamy emocjom w inwestycjach? – Czyli o wpływie neuronów na decyzje inwestycyjne

Inwestując, najłatwiej jest popełnić błędy dwojakiego rodzaju: możemy albo zbyt długo utrzymywać w swoim portfolio papiery wartościowe, które tracą na wartości, lub odwrotnie – zbyt szybko pozbywać się tych, których wartość rośnie. Oba rodzaje błędów nie miałyby miejsca, gdybyśmy – jako gatunek – byli w pełni racjonalni w swoich decyzjach. Z logicznego punktu widzenia, powinniśmy sprzedawać papiery wartościowe o tendencji spadkowej (aby zapobiegać dalszym stratom) oraz zatrzymywać w portfelu papiery, których wartość rośnie (aby powiększać zyski).

Pytanie, skąd biorą się nasze nieracjonalne i często szkodliwe dla nas w skutkach zachowania inwestycyjne zainteresowało naukowców zajmujących się neuronaukami, a konkretnie: neurofinansami. Badacze ci używają złożonych technik obrazowania aktywności mózgu, aby prześledzić, dlaczego inwestorzy podejmują konkretne decyzje inwestycyjne. Starają się prześledzić, co powoduje zachowania prowadzące do strat, ale ich ambicją jest również rzucić więcej światła na to, jak rynki funkcjonują w ogóle.

Ponieważ dziedzina neurofinansów jest stosunkowo młoda, a jej badania mają głównie charakter eksploracyjny, ma ona zarówno swoich zagorzałych fanów, jak i sceptycznie nastawionych wrogów. Sama zaś neurobiologia decyzyjna leży na pograniczu tradycyjnych neuronauk oraz nauk związanych z podejmowaniem decyzji, wliczając w to psychologię, ekonomię i statystykę. Są jednak między nim znaczne różnice. Po pierwsze, większość klasycznych neurobiologów nie zajmuje się ludźmi, ponieważ jest to zbyt skomplikowane. Skupiają się oni raczej na prostszych organizmach, takich jak np. muszki owocówki w badaniu genetyki snu. Ale jeśli już obiorą za cel swoich dociekań człowieka – co rzadko, ale jednak się zdarza – to nie podejmują się badania aktywności zbiorowych. Tymczasem neurofinanse właśnie tym się zajmują, ponieważ aktywności zbiorowe definiują rynki finansowe. Przypomina to trochę rekonstrukcję Wall Street w laboratorium badawczym.

Próbując odtworzyć zjawiska z parkietu giełdowego trzeba się przyjrzeć, jak ludzie oceniają natychmiastowe i przyszłe nagrody oraz straty, a także jak przewidują co zrobią inni, kiedy na horyzoncie pojawi się możliwość zysków finansowych. Przy użyciu technik, takich jak fMRI (funkcjonalny rezonans magnetyczny, z ang. functional magnetic resonance imagining), który mierzy zmiany związane z przepływem krwi w mózgu, można zobaczyć które jego obszary są zaangażowane w przetwarzanie różnych zadań oraz doświadczeń.

Efekt dyspozycji i efekt żalu

W jednym z badań przyglądano się studentom kierunków ekonomicznych, podejmującym decyzje inwestycyjne. Wyobraźmy sobie sytuację, w której studenci mogą nabyć wyboru trzy rodzaje (wygenerowanych na potrzeby badania) akcji: akcje A, akcje B i akcje C oraz otrzymują określoną sumę gotówki. Podczas eksperymentu musieli zakupić za swoją gotówkę jeden z trzech papierów wartościowych, wiedząc, że w danym momencie mogą posiadać tylko jeden rodzaj akcji. Wszystkie trzy kursy akcji zostały tak skonstruowane, aby zmieniały się niezależnie od siebie. Badani studenci otrzymywali aktualizacje dotyczące wzrostów i spadków kursów akcji, a kilka sekund później mieli szansę sprzedać swoje akcje i zakupić inne lub pozostać przy obecnie posiadanych. Naukowcy obserwowali, jak ich mózgi reagowały na „newsy” o zarobkach oraz jak aktywność mózgowa odzwierciedlała podstawy podejmowania przez nich decyzji. 

Badania pozwoliły zaobserwować tzw. efekt dyspozycji (z ang. disposition effect) w działaniu: większość badanych (inteligentnych i kierunkowo wykształconych studentów) sprzedawała częściej i więcej akcji, kiedy ceny rosły niż ta grupa, która posiadała akcje, których ceny spadały. Z relacji naukowców wynika, że na palcach jednej ręki można było policzyć uczestników, którzy zbliżyli się na przysłowiowe wyciągnięcie ręki do tego, co można by nazwać logiczną ścieżką osiągania największych zysków.

Kolejnym zjawiskiem, które zaobserwowali naukowcy był efekt nazywany w języku angielskim regret-repurchase effect. Polega on na odkupowaniu posiadanych już kiedyś i sprzedanych w przeszłości akcji. Efekt przejawia się tym, że inwestorzy chętniej odkupują akcje, jeśli wcześniej zarobili na ich sprzedaży i mogą kupić je ponownie za niższą cenę. Jednocześnie mniej chętnie odkupują akcje, które sprzedali ze stratą. Istnieje teoria, że inwestorzy, tak jak my wszyscy, mogą chcieć powtarzać działania, które kojarzą z dobrym samopoczuciem oraz unikać takich, które przypominają im negatywne emocje.

Strach i chciwość

Inny, bardziej złożony eksperyment tych samych autorów, pokazuje zachowania związane z tworzeniem się baniek spekulacyjnych, kiedy akcje wybranych spółek zaczynają być irracjonalnie przeceniane. W tym badaniu dozwolono, aby ceny rynku testowego wyłoniły się ze wspólnych aktywności uczestników badania. Następnie uczestnicy zostali podzieleni na trzy kategorie: wysoko, średnio i nisko zarabiający – na bazie ich zysków z obrotu akcjami.  Zarobki w tych grupach powiązano z aktywnością mózgu mierzoną przez skan fMRI. Skany wskazały na część kory mózgowej odpowiadającej za niepewność finansową (co ciekawe, również za negatywne odczucia z ciała, za obawę przed szokiem oraz przed bólem odczuwanym przez ukochaną osobę) – na korę wyspową (z łac. insula cortex), inaczej zwaną płaszczem wyspy.

Co ciekawe, aktywność tej części mózgu nie była identyczna we wszystkich trzech badanych grupach. Zarabiający wysoko, czyli traderzy, którzy odnieśli największy sukces, wykazywali większą aktywność w obszarze kory wyspowej niż pozostali. Nasuwa to hipotezę, że ten obszar może generować coś na kształt sygnału ostrzegawczego, który pomaga niektórym inwestorom sprzedać akcje z zyskiem, zanim nastąpi załamanie kursu. To, co się dzieje w ich mózgach może być wynikiem sprzyjającego losu, ale niewykluczone, że może też być umiejętnością tych ludzi. Na razie wiemy tylko, że niektórzy gracze mają sygnały z płaszcza wyspy, który mówi im, że nie są pewni, co się wydarzy na interesującym ich rynku i powoduje, że martwią się o przyszłość.

Kolejnym obszarem mózgu, który rozświetlał często skany było jądro półleżące, które jest już badaczom znane z odpowiedzi na nagrody i wzmocnienia takie jak: jedzenie, picie, narkotyki, seks czy wysiłek fizyczny. Wszystko to stymuluje jądro półleżące (jedno z jąder podstawnych mózgu) – obszar mózgu silnie powiązany i kojarzony z graczami, którzy kończyli z najniższymi zyskami. Ich strategia polegała na braku działań na początku eksperymentu. Nie kupowali żadnych akcji, zbyt długo wyczekując na pierwsze zakupy. Następnie zaczynali nagle kupować, kupowali coraz więcej i więcej, dochodząc do momentu kiedy nie mogli przestać, co często okazywało mało zyskownym podejściem.

„Bój się, kiedy inni są chciwi. Bądź chciwy, kiedy inni się boją”

~ Warren Buffet

Colin Camarer parafrazuje to powiedzenie, proponując aby strach zastąpić takimi pojęciami, jak dyskomfort lub niepewność – zgodnie z wynikami swoich badań. Ludzie, którzy posiadają ten sygnał niepewności, wysyłany z obszaru kory wyspowej (wspominany już obszar mózgu należący do kresomózgowia), sprzedają swoje akcje we właściwym czasie. Natomiast ludzie którym je sprzedają – charakteryzują się sygnałem z jądra półleżącego i pewnym rodzajem chciwości.

Nie tylko Warren Buffet, ale wielu innych ekspertów zajmujących się inwestowaniem używa sformułowań związanych z emocjami oraz zorientowanych na ciało. Mówią i piszą oni o „wybuchach paniki”, „niewygodzie z pewną świadomością”, czy o poczuciu dotyczącym decyzji finansowych pochodzącym „gdzieś z głębi”.

Przyszłość neurofinansów

Przy całym zaciekawieniu i ożywionych dyskusjach, jakie wywołuje dziedzina neurofinansów, trzeba podkreślić że badania, które tu opisujemy są w bardzo wczesnym stadium rozwoju. Kolejnym krokiem powinno być przeprowadzenie eksperymentów przyczynowych, czyli już nie jedynie pomiaru, ale stymulowanie różnych części mózgu, żeby zobaczyć, jak to wpływa na decyzje inwestycyjne. Jeśli np. założymy, że wyższa aktywność jądra półleżącego wygeneruje więcej zakupów pompując bańkę spekulacyjną, to powinniśmy być w stanie wyprodukować w ten sposób takie bańki.

Czy zatem możemy się spodziewać, że w przyszłości będzie można wpłynąć na swój mózg farmakologicznie lub chirurgicznie, aby poprawić swoje zdolności inwestycyjne? Badacze sugerują, że raczej należałoby się spodziewać rozwoju możliwości monitorowania swojej aktywności mózgowej. Być może niekoniecznie będzie to musiało w przyszłości oznaczać bycie przypiętym do maszyny fMRI przez cały dzień, jeśli nasze smartfony byłyby zaopatrzone w sensory np. przewodnictwa skórnego. Otwartym pozostaje również pytanie o racjonalność działań homo sapiens w odniesieniu do praktycznej aplikacji odkryć neuronauk. Bowiem w kontekście dotychczasowych wyników – gdybyśmy byli w stanie monitorować, co robią nasze mózgi – czy potrafilibyśmy jednocześnie działać lub powstrzymywać się od działania, kiedy nadawałaby się okazja na finansowy zarobek?

Bądźmy szczerzy: 30 kwietnia to Międzynarodowy Dzień Szczerości

Jak i po co ustanowiono Dzień Szczerości ?

Dzień szczerości został ustanowiony, aby zapobiegać  komercyjnym manipulacjom, niespełnianiu obietnic politycznych, kradzieżom tożsamości (posługiwanie się cudzymi, skradzionymi lub wyłudzonymi danymi), internetowym oszustwom (fake news), kłamstwom politycznym, oraz wszelkim innym „szwindlom”, które mają bezpośredni wpływ na nasze codzienne życie. Pomysłodawcy tej kampanii – M. Hirsh Goldbergowi – zależało na tym, aby zwiększać społeczną świadomość w temacie największych przekrętów w historii, polityce, biznesie czy kinie, więc postanowił stworzyć przeciwwagę dla prima aprilis:

„(…) kwiecień rozpoczyna się dniem oszustw i powinien zakończyć się uderzając we wznioślejsze moralnie tony” .

~ M. Hirsh Goldberg

Z założenia, powinniśmy móc tego dnia zadawać sobie pytania, oczekując skrajnie szczerych odpowiedzi, podobnie jak w prima aprilis spodziewamy się, że rozmówca nam „naściemnia”. W przypadkach obu świąt niezbędna jest ich świadomość. W Stanach Zjednoczonych Dzień Szczerości obchodzi się od początku lat 90’, a w Europie dopiero zaczyna on zyskiwać na popularności i dopracowywać się miana międzynarodowego (np. Włosi obchodzą Dzień Szczerości w grudniu, a Australijczycy – w październiku).

Po co nam dzień szczerości?

Tematem szczerości wokół finansów domowych zajmują się od czasu do czasu firmy i czasopisma zlecające sondaże. Do ich wyników należy podchodzić ostrożnie, ponieważ opierają się na deklarowanych opiniach osób badanych. Deklarowane opinie mogą ulegać zniekształceniom poznawczym i emocjonalnym oraz być podatne na kłamstwo, jeśli respondent nie chciał ujawniać swoich prawdziwych opinii lub zaprezentować się w pozytywnym świetle. Niemniej, sam pomysł przeprowadzenia sondażu w temacie takim jak ukrywanie swoich wydatków przed małżonkiem/partnerem, może świadczyć o potrzebie uważniejszego przyjrzenia się sprawie naszej szczerości.

dzien szczerosci.png

Źródło: Newsweek Polska, „Finansowe porachunki małżeńskie Polaków”, M. Święchowicz

Jeśli przyjrzymy się rocznikom demograficznym, wydanym przez Główny Urząd Statystyczny w 2017 roku, możemy dostrzec „nieporozumienia na tle finansowym” jako jedną z kategorii przyczyn rozwodów. W roku 2016,  przyczyny rozkładu pożycia małżeńskiego prezentowały się następująco:

dzien szczerosci2.pngOpracowanie własne na podstawie: Rocznik demograficzny 2017, Główny Urząd Statystyczny, tab. 39 (69), Przyczyny rozkładu pożycia małżeńskiego z innymi powodami.

Na czwartym miejscu, za niedochowaniem wierności, niezgodnością charakterów oraz nadużywaniem alkoholu, znalazły się nieporozumienia na tle finansowym. Czy szczere rozmowy mogą przyczynić się do zmniejszenia takiego stanu rzeczy? Może warto , abyśmy przez chwilę zastanowili się, jak do zagadnienia szczerości podchodzi nauka.

Czy szczerość można zbadać naukowo?

Szczerość można rozpatrywać w kontakcie naszych słów (prawdomówność), intencji (szczere chęci) czy działań (uczciwość). Pytani wprost o naszą szczerość często kłamiemy (sic!).  Może się to dziać zarówno na poziomie świadomym, np. Kiedy z  premedytacją chcemy zataić swoją nieszczerość/nieuczciwość, jak i na poziomie nieświadomym, kiedy np. Nasze nieuczciwe i nieszczere działania w rzeczywistości nie przeszkadzają nam uważać samych siebie za uczciwych i szczerych we własnych oczach. Dlatego badanie uczciwości i szczerości na poziomie deklaratywnym (czyli na bazie naszych deklaracji o tym jak sami siebie postrzegamy) nastręcza wiele trudności i budzi kontrowersje. Jak w takim razie bada się szczerość? Psychologowie i ekonomiści zalecają badanie tej cechy poprzez eksperymenty, siłą rzeczy skupiając się na postaciach szczerości, które można bezpośrednio zaobserwować, takich jak prawdomówność czy uczciwość w działaniu. Przedstawiamy kilka wybranych typów eksperymentów i wnioski dotyczące uczciwości, które z nich wypływają.

  1. Zagubione lub skierowane pod niewłaściwy adres listy i przedmioty

Badani, często nieświadomi uczestnictwa w eksperymentach, są poddawani różnym pokusom lub wyzwaniom: znajdują ostentacyjnie upuszczone przez pomocników badaczy, lub omyłkowo przesłane na ich adresy listy zawierające gotówkę,  natykają się na próbki drogich kosmetyków pozostawione bez opieki w miejscu publicznym lub są proszeni o zwrot pożyczonego im przedmiotu (np.  długopis).  Badacze wyliczają odsetek uczciwie zwróconych, przekierowanych lub pozostawionych na swoim miejscu przedmiotów, aby wnioskować o uczciwości badanej grupy.

Ciekawe wyniki z tego typu badań wskazują, że kradzież jest bardziej prawdopodobna, jeśli obserwujemy że inni w naszym otoczeniu również przekroczyli pewne normy społeczne. Stąd koperty zawierające pieniądze były kradzione znacznie rzadziej kiedy wystawały ze skrzynek w czystych i porządnych dzielnicach (13%), niż kiedy były otoczone przez graffiti (27%) lub  śmieci (25%). Co więcej, jesteśmy bardziej skłonni do kradzieży, kiedy z oburzeniem, moralnie osądzamy innych. Badani którym pokazano wątpliwą moralnie sytuację (niesprawiedliwy wyrok w sądzie) dostawali długopisy z prośbą o zwrot kiedy opiszą swoją ocenę sytuacji: 25% „święcie oburzonych” zabierało długopisy ze sobą mimo prośby, a osoby nie osądzające moralnie nie robiły tego wcale. Ten typ eksperymentu pozwolił również udowodnić, że w obecności innych ludzi kradniemy mniej niż kiedy wiemy, że jesteśmy sam na sam ze swoją potencjalną zdobyczą.

  1. Samoobsługowe standy (ang. honor stands)

W tej sytuacji obserwowani są klienci korzystający z samoobsługowego stoiska z gazetami, samoobsługowej rabatki z kwiatami, etc. Na podstawie tego, czy w ogóle – i ile – postanowią zapłacić za wyceniony z góry produkt, badacze wnioskują o ich uczciwości. Druga podkategoria tego typu eksperymentów dotyczy podobnej sytuacji, ale nie w kontakcie z podmiotem nastawionym na zarobek (sprzedaż), lecz z kolegami, więc obserwacje toczą się np. wokół pudełek zbiórkowych na słodycze do biura czy studencką kawę.

Badania wskazują, że przy niepilnowanej „zrzutce”, do wspólnej skarbonki trafiało średnio 80-88% ustalonej ceny. Co ciekawe kiedy ceny okresowo wzrastały, średnia wpłat spadała. Może to wskazywać, że jeśli uważamy ceny za nieuczciwe –  mniej przejmujemy się swoim oszustwem. A jeśli na naszej skarbonce zamiast np. kwiatków, dorysujemy parę patrzących na płacącego oczu, wkład będzie ponad dwa i pół raza większy niż kiedy będą to np. kwiatki. Ten typ eksperymentu dowodzi też, że nawet jeśli nie jesteśmy w danej sytuacji całkowicie uczciwi, to niekoniecznie będziemy chcieli skorzystać w pełni i być nieuczciwi stuprocentowo. Poziom naszej uczciwości jest zmienny i zależy od wielu czynników.

  1. Niezasłużone pieniądze

Tutaj badani trafiali na sytuację, gdzie przechodzień oferuje im znalezione pieniądze, kasjer w sklepie myli się na ich korzyść wydając resztę, lub znajdują czyjeś pieniądze i mają możliwość je przywłaszczyć.

W tych eksperymentach wskazano, że status i płeć mogą wiązać się z różnym poziomem uczciwości. Kiedy badani mieli możliwość zwrócić pozostawioną w miejscu publicznym monetę dobrze ubranej osobie, robili to w ok 70% przypadków, jeśli właściciel zguby był źle ubrany – ok 30% znalazców decydowało się na zwrócenie mu pieniędzy.

Kobiety częściej niż mężczyźni zwracały nadwyżkę reszty, kiedy kelner mylił się na ich korzyść w restauracji (ale nie robiły tego, jeśli siedziały przy stoliku z mężczyzną). Generalnie, klienci zwracali chętniej drobniejsze niż większe sumy.

  1. Samodzielne ocenianie własnych wyników

Badani rzucają kostką lub monetą i samodzielnie informują o wynikach swojego eksperymentu. Nikt poza badanymi nie śledzi ich wyników, więc mają możliwość skorzystać z anonimowości i skłamać. Jednocześnie badacze znają teoretyczne rozkłady wyników takich eksperymentów, więc mogą je porównać z otrzymanymi i wykryć kłamstwo (na poziomie grupy). Jednym z ciekawszych eksperymentów tego typu jest rozdawanie studentom uczelni wyższych ich prac z informacją jakoby wykładowcy nie starczyło czasu na samodzielne ocenienie egzaminu, więc prosi uczniów o wystawienie sobie ocen samodzielnie.

Kiedy studenci mieli poczucie, że nie zostaną wykryci, ok 30% stawiało sobie wyższą ocenę niż zasłużona. Kobiety rzadziej oszukiwały, ale jeśli już to robiły, to chętniej „zatłumaczały” swoje postępowanie na zasadzie „dopóki nikogo nie krzywdzę, takie oszustwo jest ok”. Wyniki z tego i podobnych eksperymentów wskazują, że nawet w sytuacji, kiedy wykrycie oszustwa jest niemożliwe, nie chcemy oszukiwać stuprocentowo.

Szczerość i uczciwość – złożona sprawa

Powyżej przedstawiliśmy tylko kilka z wykorzystywanych w badaniach naukowych rodzajów eksperymentów. Już na tej garści przykładów widać wyraźnie jak różnie można interpretować i podchodzić do zagadnienia uczciwości/szczerości. Może ona być postrzegana w kategoriach działania (zwrócenie zagubionego listu) lub zaniechania działania nieuczciwego (powstrzymanie się od przywłaszczenia cudzego przedmiotu lub pieniędzy). Na podstawie opisanych eksperymentów, postawy wobec uczciwości można w uproszczeniu podzielić na:

ekonomiczną – racjonalną i skalkulowaną; człowiek o takiej postawie będzie kłamał, jeśli to dla niego bardziej opłacalne.

etyczną – zgodną z przyjętymi normami uczciwości; zazwyczaj takie osoby nie kłamią, nawet jeśli zaoferować im pełną anonimowość.

podatną na monitorowanie –  uczciwość zależy od tego czy osoba ma obok siebie innych ludzi, może też oszukiwać nieoptymalnie (czyli nie stuprocentowo).

Co jednak najważniejsze, zgodzono się co do tego, że kontekst społeczny i społeczne wartości silnie oddziałują na postawy jednostek. Jeśli odpowiednia ilość ludzi wokół nas przyjmuje jako własne normy wskazujące na uczciwość, będzie ona wzorcem również dla nas.

Wierzymy, że celebrowanie takich świąt jak Dzień Szczerości może się do tego przyczynić. Finanse również są tematem, który rodzi wiele pytań i emocji. Szczera, oparta na zaufaniu rozmowa z partnerem finansowym jest warunkiem podjęcia decyzji opartych na pełnej analizie sytuacji i – dzięki temu – przynoszących finansowy sukces, zarówno w kontekście zawodowym jak i osobistym.

Raport Rynkowy 11/2018

Jak podaje Beurou of Labor Statistics inflacja w Stanach Zjednoczonych wyniosła w lutym 2,2% rok do roku – oznacza to, że znalazła się ona powyżej zakładanego przez Rezerwę Federalną poziomu 2%. Wzrost inflacji jest czynnikiem, który sprawia, że prawdopodobieństwo podwyżki stóp procentowych w USA jest szacowane (www.cmegroup.com) na 93%. Czytaj dalej…

11-2018

Poprzedni Raport