Miliardy utopione w ICO

Kryptowaluty wzbudzają ostatnio duże zainteresowanie inwestorów. Co raz więcej osób pamiętając o tym, ile można było zarobić na Bicoinie uważa, że technologia blockchain i z nią związane projekty, takie jak Initial Coin Offerings (ICO) pozwoli im na co najmniej powtórzenie zarobku z Bitcoina. Niestety, 90% inwestujących traci swoje pieniądze. Przyłączamy się do apelu nadzorców z całego świata, że ludzie nie powinni w to inwestować, a szczególnie swoich oszczędności. Dlaczego i jakie jest ryzyko ich utraty nasza Redaktor naczelna opowiada w Pulsie Biznesu.

Społecznościowe finansowanie start-upów w kryptowalutach przyciąga miliony inwestorów z całego świata. Tematem zainteresował się polski nadzorca — pracuje nad regulacjami.

Właściciele spółki Bitconnect zebrali w ramach finansowania społecznościowego 1,5 mld USD. Na początku tego roku zamknęli biznes, po czym otworzyli nowy. Ponownie zwrócili się do inwestorów kryptowalutowych po pieniądze na realizację swojego kryptokonceptu. Inna firma, wietnamski Modern Tech, w ten sam sposób zebrała ponad 660 mln USD od około 32 tys. osób. Ślad po siedmiu założycielach i pieniądzach zaginął. Kryptowalutowe byty mnożą się, nabierając coraz bardziej abstrakcyjnych kształtów — np. za jezuscoiny można kupić odpuszczenie grzechów. Według statystyk, około 90 proc. projektów Initial Coin Offering (ICO), polegających na pozyskiwaniu przez start-upy kapitału w kryptowalutach, upada. Mimo twardych liczb, rynek wierzy, smart kontrakty.

Alternatywne finansowanie

-ICO może być alternatywą dla IPO, czyli pierwszej oferty publicznejprzeprowadzanej przez spółkę debiutującą na giełdzie papierów wartościowych. Problem polega jednak na tym, że jest to rynek wschodzący i nieuregulowany, na którym większość finansujących się projektów upada, a zainwestowane pieniądze rozpływają się w powietrzu. Inwestując w start-up, otrzymujemy token o określonej wartości, która później zmienia się w zależności od kondycji firmy. Zysk otrzymujemy dopiero w momencie jego sprzedaży — wyjaśnia Sylwester Suszek, prezes Bitbay’a, giełdy kryptowalut.

Najwięcej projektów ICO powstaje w obrębie infrastruktury technologicznej — 25,8 proc. W zeszłym roku internauci przeznaczyli na tego typu pomysły biznesowe ponad miliard USD. Na drugim miejscu uplasowały się projekty finansowe — blisko 570 mln USD (14,6-proc. udział w rynku). Ostatnie miejsce na podium należy do koncepcji biznesowych związanych z inwestowaniem i tradingiem — ponad 386 mln USD zainwestowanych środków. Wśród pozostałych branż, z mniejszym niż 10-proc. udziałem w rynku, można wymienić m.in.: komunikacje, płatności, przechowywanie danych, ochrona zdrowia i leki czy gry wideo.

Zainteresowanie ICO skorelowane jest z kursem najpopularniejszych walut — takich jak bitcoin, litecoin czy etherum. W grudniu zeszłego roku, gdy kurs BTC sięgał 20 tys. USD, społeczność kryptowalutowa kupiła tokeny o wartości ponad 1,7 mld USD, w całym 2017 r. — ponad 6 mld USD.

-Inwestorzy powinni dokładnie analizować ICO, zanim zainwestują. Szczególną uwagę należy zwracać na nazwiska, które kryją się za konkretną ofertą. Wiele o firmie mówi również kraj, w którym jest zarejestrowana spółka. Większym zaufaniem można obdarzyć firmę ze Szwajcarii niż z Honolulu. Szczegółowe informacje o projekcie powinny być zamieszczone w tzw. białej karcie. Obecnie, gdy rynek nie jest uregulowany, bezpieczniej jest też inwestować w firmy znane, które poszukują finansowania na rozwój, niż początkujące start-upy — radzi prezes Suszek.

Potrzebne kryptoprawo
Oszustwa na smart kontrakty to problem globalny.
– Inwestorów przyciąga dynamicznie rozwijająca się technologia blockchain, z którą wiążą nadzieję na duże zyski w przyszłości. Przesadny optymizm pobudza popyt na około kryptowalutowe projekty. Z kolei brak regulacji anonimowość przyciągają oszustów. Zdecydowana większość ICO to wydmuszki — podkreśla dr hab. Aneta Hryckiewicz, ekspert w dziedzinie finansów i bankowości z Akademii Leona Koźmińskiego.

Jak mówi ekspert, do tej pory start-upy, które potrzebowały finansowania, zwracały się do funduszy venture capital czy private equity, gdzie weryfikuje się działalność młodej firmy i wycenia jej wartość. W przypadku ICO wartość tokenów często bywa zawyżona. Zwraca również uwagę na kradzieże tokenów.

-Technologia blockchain jest młoda, w związku z czym pojawiają się błędy w kodach, które otwierają furtkę hakerom — dodaje dr hab. Hryckiewicz. Oszuści wykorzystują do promocji ICO twarze i nazwiska znanych osób bez ich zgody — m.in. brytyjskiego miliardera Richarda Bronsona czy kanadyjskiego aktora Ryana Goslinga. W kryptowaluty coraz częściej inwestują osoby niepełnoletnie. Wirtualne monety kupują 15-latkowie (2 proc. uczestników rynku) czy 16-20-latkowie (28 proc.).

Komisja Nadzoru Finansowego powołała zespół roboczy do spraw blockchain, który w ciągu roku ma za zadanie wypracować rozwiązania prawne m.in. dla rynku smart kontraktów. Jednym z pomysłów, który padł podczas poniedziałkowego spotkania inauguracyjnego zespołu, jest stworzenie listy, na którą trafiałoby ryzykowne projekty. Propozycja spotkała się z pozytywnym odbiorem nadzorcy. Aby jednak ICO było bezpieczne, musiałoby być audytowane i transparentne. Regulowanie tego rynku jest bardzo trudne, bowiem nie wystarczy wprowadzić przepisy w Polsce — inwestorzy z naszego kraju mogą finansować dowolny projekt na świecie. Co zatem można zrobić?

Edukacja, edukacja, edukacja
-Trzeba uświadamiać ludzi, a nie zakazywać im inwestycji alternatywnych. Wprowadzenie ekstremalnie rygorystycznych przepisów spowoduje, że start- -upy nie będą powstawały w Polsce, ale np. w Szwajcarii, która zapewnia bardzo przyjazne środowisko — zaznacza Jacek Walewski z Polskiego Stowarzyszenia Bitcoin (PSB).

Jak radzi sobie z kryptogorączką Amerykańska Komisja Papierów Wartościowych i Giełd (SEC)? Nadzorca poinformował rynek, że chce stworzyć własną kryptowalutę — howecoin — i organizuje ICO. Informacja była fałszywa i miała przyciągnąć na stronę internetową zainteresowane osoby, które zobaczyły tam kampanię wymierzoną oszustów.Jacek Walewski zauważa, że w gąszczu scamów można znaleźć również wartościowe pomysły na biznes.

-Jednym z ciekawszych ICO, na które sam zwróciłem uwagę, jest Sirin Labs. Twórcy projektu pracują nad smartfonem, którego oprogramowanie będzie oparte na technologii blockchain. Zaszyte w nim zostaną m.in. portfele kryptowalutowe, soft pozwoli też na bezpieczne wykonywanie połączeń telefonicznych — mówi.

Jego zdaniem, ICO wartych uwagi jest znacznie więcej. Decent i Vibrate to start-upy działające w służbie sztuki. Pierwszy w branży muzycznej, drugi zajmuje się również rynkiem wideo i ebooków. Rozwijają platformy zbudowane na blockchainie, za pośrednictwem których artyści mogą rozpowszechniać swoje dzieła. Eliminują w ten sposób pośredników, a środki ze sprzedaży spływają bezpośrednio na ich konto.

Start-up Hacken, który finansował się poprzez ICO, tworzy rynek dla tzw. białych hakerów, kontroluje giełdy kryptowalutowe i wystawia im ratingi. Członkiem zespołu jest John McAfee — twórca popularnych programów antywirusowych. Z kolei ogromny sukces na rynku odniósł Telegram, komunikator, którego twórcy zebrali na około 1,7 mld USD. Zaletą jest brak możliwości podsłuchania rozmów, co spowodowało, że komunikator został zabroniony w Rosji.

7,6 tys. USD Taka jestaktualna wartość jednego bitcoina.

20 mln Szacuje się, że tyle osób je posiada…

17 mln …tyle BTC jest na rynku…

21 mln …a tyle może być maksymalnie.

OKIEM EKSPERTA – Michał Kibil, partner zarządzający w kancelarii Kibil i Wspólnicy

Technologia w starciu z prawem
Lubię stosować porównanie tokenów i coinów do czystej kartki papieru, która w zależności od tego, czym będzie zapisana, może przyjąć charakter akcji, weksla czy też jakiegokolwiek instrumentu finansowego. Na takiej kartce można także spisać umowę spółki. Dzięki tokenom emitowanym w ramach ICO można podzielić się udziałem w biznesie, niezależnie od tego, czy wskazany biznes posiada już osobowość prawną, czy też nie. Ze względu na możliwość nadania tokenom różnych funkcji, jak w przypadku każdej inwestycji, przed podjęciem decyzji o zainwestowaniu własnych środków powinniśmy się zastanowić, co dostajemy w zamian (udział w biznesie czy np. voucher na przyszłą usługę).

Według mnie, regulowanie rynku ICO nie zlikwiduje problemu oszustw. Zdecydowanie skuteczniejsze jest ich wczesne wykrywanie, informowanie o nich społeczeństwa i edukowanie potencjalnych inwestorów. A gdy już mamy do czynienia z oszustwem — efektywne ściganie osób, które doprowadziły do niekorzystnego rozporządzenia naszym mieniem. Propozycję regulatora, aby wprowadzić listę ostrzeżeń na temat ICO, należy ocenić jako cenną i wartościową. Aby była skuteczna, regulator będzie musiał blisko współpracować ze specjalistami z zakresu rynku blockchain, którzy wskazane nadużycia są w stanie identyfikować odpowiednio wcześniej.

Artykuł autorstwa Karoliny Wysoty oryginalnie opublikowany na stronie Puls Biznesu pod linkiem: https://www.pb.pl/miliardy-utopione-w-ico-931445

FOREXOWI mówimy stanowcze NIE!

Odkładanie pieniędzy zwane popularnie oszczędzaniem jest procesem niezwykle trudnym do realizacji i niewiele osób się na niego decyduje. Powody takiego stanu rzeczy są różne. Niskie wynagrodzenie, złe zarządzanie budżetem domowym, zobowiązania finansowe, niski poziom wiedzy inwestycyjnej, strach przed porażką a czasami zwykłe lenistwo. Statystyki nie są zbyt optymistyczne – około 50% społeczeństwa przyznaje, że nie oszczędza w ogóle, tylko 7% oszczędza regularnie reszta oszczędza od czasu do czasu – wydając zgromadzone pieniądze [1].

Zarządzanie ciężko zarobionymi środki finansowymi to kolejny problem. Tylko niewielki procent osób potrafi pomnażać swój kapitał powyżej wartości wynikających z lokat bankowych, których większość z trudem pokrywa wskaźnik inflacji (w kwietniu 2018 wynosił on 1,6%).

Inwestycje finansowe są nadal dla nas ciągle tematem tajemniczym, czasami wstydliwym lub wręcz źle postrzeganym towarzysko (np. w porównaniu do obywateli USA), choć należy przyznać, że w ostatnimi czasy zainteresowanie tematyką znacznie wzrosło.

Na przestrzeni ostatnich kilku lat zauważalny jest znaczący wzrost zainteresowania Polaków rynkiem Forex i opcjami binarnymi. Spowodowane jest szeregiem akcji reklamowych właścicieli platform obrotu wykonywanych głównie poprzez internet. Któż z nas nie dostał wiadomości o cudownej metodzie pomnażaniu pieniędzy, czy też o osobach, które były bezrobotne a teraz zarabiają „tysiące” przebywając na egzotycznych wyspach otoczonych błękitem wód ciepłych oceanów? To działa na wyobraźnię, szczególnie u osób dopiero zaczynających działalność inwestycyjną.

Przyjrzyjmy się zatem rynkowi Forex – dokonując analizy podstawowych zalet i zagrożeń wspomnianego instrumentu.

Usługi transakcyjne są realizowane (dostępne) poprzez platformy obrotu aktywami (brokerzy). Ich liczba stale się zmienia, lecz ciągle wynosi ponad 200. Najbardziej popularne znajdziemy na każdym portalu finansowym. To są dostawcy usług, ale czym jest sam rynek Forex?

Rynek Forex nie posiada, tak jak giełdy papierów wartościowych fizycznej lokalizacji i jest w rzeczywistości rynkiem poza giełdowym (Over-The-Counter, “OTC”). Operacje handlowe przeprowadzane są pomiędzy dealerami walutowymi przy pomocy urządzeń komunikacji elektronicznej. Rynek ten działa od poniedziałku do piątku przez 24h na dobę. Dostęp do aktywów możliwy jest (jak to wspomniano wcześniej) przez pośredników na konta których użytkownicy wpłacają swój depozyt.

Podstawą handlu na rynku Forex jest różnica kursów par walutowych (spread) wyrażona w pipsach w połączeniu z zastosowaniem dźwigni finansowej. Wartość jednego pipsa jest określona indywidualnie przez platformy obrotu i zależna jest od zastosowanej dźwigni – mówiącej o wysokości kontraktu przy założonej przez tradera kwocie inwestycji.

Wpływ dźwigni finansowej na wartość jednego pipsa i kwotę kontraktu obrazuje zamieszczony poniżej rysunek 1 i 2.

forexRys. 1. Wartość kontraktu i jednego  pip-sa przy dźwigni 1:50  i kwocie inwestycji 50 EUR. Platforma uTrader.

 

forex2 Rys. 2. Wartość kontraktu i jednego  pip-sa przy dźwigni 1:200  i kwocie inwestycji 50 EUR. Platforma uTrader.

 

Jak łatwo zauważyć ta sama kwota inwestycji w wysokości 50 EUR daje nam różne wartości.
Przy dźwigni finansowej 1:50 wartość kontraktu wynosi 2,500 EUR (50×50) a jeden pips obliczony został na kwotę 0,22 EUR. W przypadku dźwigni 1:200 wartość kontraktu wzrasta do wartości 10,000 EUR a jeden pips odpowiednio uzyskuje wartość 0,90 EUR.

Wygląda kusząco? Wystarczy zainwestować kwotę 50 EUR aby uczestniczyć w zyskach kontraktu opiewającego na 10,000 EUR! Już oczyma wyobraźni widzimy te pieniądze… Rzeczywistość jest jednak nieco bardziej odmienna.

Jeżeli prawidłowo przewidzimy kierunek ruchu pary walutowej (w górę lub w dół) problem nie istnieje – zarobimy. Gorzej jednak, gdy otworzyliśmy transakcję na wzrost a para walutowa przybrała zupełnie niespodziewanie trend negatywny i spadła o 1 pips. Przy dźwigni 1:50 oraz inwestycji 50 EUR z naszego rachunku ubyło właśnie 11 EUR (50×0,22), czyli 22%. Napięcie wzrasta, skala w urządzeniu mierzącym poziom emocji (z gumową rurką i opaską na ramieniu) powoli się kończy – a para nadal spada. Pojawia się pytanie, czy zamknąć pozycję ze stratą 22%, czy też czekać aż trend się odwróci i może uda się nam zamknąć pozycję z zyskiem.

Wartości strat przy użyciu wyższej dźwigni 1:200 nie będziemy obliczać. Jest ona znacznie wyższa od zainwestowanej kwoty – a powstała w ten sposób różnica przy zamknięciu pozycji zostanie pobrana z naszego depozytu lub będziemy zmuszeni do jej uzupełnienia.

 

Dźwignia to narzędzie obosieczne.

Jak podaje Urząd Komisji Nadzoru Finansowego 80% klientów grających na Forexie ponosi stratę. Mniej oficjalne szacunki pokazują, że ten procent dochodzi nawet do 90%. Średni wynik osiągnięty przez klienta na koniec I półrocza wyniósł -6742 zł. Jak widać zarobek na rynku Forex nie jest tak prosty jak głoszą to materiały go reklamujące.

Czy zatem nie da się na nim zarobić? Można na nim nieźle zarobić jednak udaje się to tylko nielicznym.

Należy jednak zwrócić uwagę na niebezpieczeństwa związane z opisywanym instrumentem. Do podstawowych zagrożeń należy zaliczyć:

Podatność na spekulacje. Rynek Forex jest niezwykle podatny na wszelkiego rodzaje spekulacje i bardzo często staje się nieobliczalnym narzędziem w rękach dużych graczy „Market Makers”. Gwałtowne zmiany trendów, niezgodne z wynikami makroekonomicznymi reakcje rynku – to jedne z głównych elementów przynoszących starty i będących wynikiem wspomnianych spekulacji.

Duża zmienność a tym samym brak stałego trendu w porównaniu do rynków kapitałowych charakteryzujących się (pomimo różnego zachowania krótkoterminowego) stałym, wzrostowym trendem od roku 1929.

Czas. Śledzenie i prawidłowa analiza wymaga poświęcenia ogromnej ilości czasu, którego zwyczajnie nie mamy. Każdą jedną otwartą pozycję należy pilnować śledząc przebiegi wykresów świecowych. W przeciwnym razie prawdopodobieństwo poniesienia straty ze względu na wspomnianą wcześniej zmienność rynków jest ogromne.

Doświadczenie. Brak wiedzy i doświadczenia inwestycyjnego na rynku Forex jest według nas równoznaczny z poniesieniem dotkliwych strat a sam trading będzie zbliżony do gier hazardowych. Prawdziwe inwestycje finansowe mające na celu osiągnięcia założonego zabezpieczenia finansowego powinny być oparte na aktywach o znacznie mniejszym ryzyku, posiadających stałe, przewidywalne benchmarki.

Początkujący inwestorzy powinni budować swój kapitał w oparciu o bardziej bezpieczne aktywa. Kuszące profity wynikające z rynku Forex nie powinny stać się podstawą działań osób rozpoczynających budowę kapitału. Inwestycje w papiery wartościowe, jednostki TFI czy ETF-y na pewno wolniej budują nasz kapitał, ale przynajmniej możemy być pewni, że przy spadkach przychodzą wzrosty, co pozwoli nam na odrobienie potencjalnej straty. Niestety, zachowania FOREX są mniej przewidywalne, co powoduje, że większość z nas kończy ze stratą.

 

[1] Dane z raportu Fundacji Kronenberga przy City Handlowy pt. „ Postawa Polaków wobec oszczędzania”, sporządzony przez TNS Pentor, październik 2011r.

Autorami artykułu są prof. Aneta Hryckiewicz oraz Paweł Maciąg.

Koniec nieograniczonej swobody kryptowalut

W ostatnim czasie mamy do czynienia z coraz to ostrzejszym nastawieniem instytucji nadzorczych, a także rządów kolejnych krajów, do kryptowalut. Przełożyło się to na ceny tych instrumentów – szczególnie bitcoina, który od początku roku drastycznie spadł.

Moment, w którym bitcoin pojawił się na rynku, rok 2009, nie był przypadkowy. Był to okres kryzysowy, kiedy zaufanie do waluty amerykańskiej, jak również do wiarygodności Stanów Zjednoczonych, drastycznie spadło. Pojawiało się również coraz więcej przeciwników banków centralnych i ich polityki. Bitcoin jako środek płatniczy stawał się coraz powszechniejszy, a technologia blockchain wzbudzała coraz większe zainteresowanie. Pozwalała na zmniejszenie kosztów transakcyjnych oraz bankowych, które drastycznie wzrastały po kryzysie finansowym.

Co więcej, technologia umożliwiła pomijanie instytucji finansowych, które w tym czasie nie cieszyły się dobrą sławą. Rynek kryptowalut zaczął się rozprzestrzeniać w bardzo szybkim tempie. W 2017 r., wg coinmarketcap.com, istniało już ponad 1560 kryptowalut.

Zalety technologii stojącej za kryptowalutami zaczęły również dostrzegać instytucje finansowe. Obniżenie kosztów w transakcjach międzybankowych, jak również szybkość transferu środków pieniężnych oraz brak konieczności ich fizycznego przetrzymywania pomogłaby dużym instytucjom w znaczącym stopniu obniżyć koszty transakcyjne. W taki sposób powstał Ripple – system płatności do rozliczeń międzybankowych. Już teraz we współpracę z Ripple weszło około 40 instytucji (m.in. National Australia Bank, Royal Bank of Canada, UniCredit Group itp.).

Wiele innych instytucji eksperymentuje z tym rozwiązaniem, a w najbliższej przyszłości prawdopodobnie do grona użytkowników Ripple dołączy m.in. Western Union, Goldman Sachs, Bank of England i Royal Bank of Scotland. Credit Suisse, Barclays, HSBC, Deutsche Bank i UBS zdecydowały się w 2015 r. stworzyć swoją własną walutę do rozliczeń międzybankowych tzw. paywall w ramach obszaru „utility settlement coin”.

Zainteresowanie kryptowalutami rosło. Początkowo była to euforia inwestorów w stosunku do czegoś nowego i innowacyjnego. W latach 90. nikt nie wiedział, jak rewolucja technologiczna będzie postępowała, ale inwestorzy głęboko wierzyli, że jest przyszłościowa i przez to ma wartość. Podobnie jest z kryptowalutami – technologia bloków połączonych (blockchain), która za nimi stoi jest rewolucyjna i przyszłościowa. Inwestorzy wierzą w jej rozwój i chętnie w nią inwestują, mając oczywiście nadzieję na duże zyski w przyszłości. Z pewnością wartości takim projektom dodawały kolejne informacje, że wiele krajów i firm (jak Kodak czy Facebook) zamierza wprowadzić swoje własne kryptowaluty.

Zgodnie z ostatnimi szacunkami na koniec 2017 r. Polacy zainwestowali ponad 600 mln zł. Na świecie ta sytuacja wygląda jeszcze drastyczniej. W 2017 roku było 26 tys. projektów z obszaru ICO (Initial Coin Offering), a cały rynek kryptowalut urósł o 596 mld dol., jak podał serwis coinmarketcap.

Stanowisko instytucji nadzorczych dotyczące tego, czy rozwój rynku kryptowalut zagraża bezpieczeństwu systemu finansowego było na początku podzielone. Część instytucji uważała (a część z nich wciąż uważa), że nie mają kompetencji do kontrolowania oraz uregulowania tego segmentu rynku. Wśród nich znalazł się m.in. Europejski Bank Centralny czy amerykańska Rezerwa Federalna. Zgodnie z zapowiedziami tych instytucji, kryptowaluty – włączając w to bitcoina – nie są środkiem płatniczym w rozumieniu definicji ekonomicznej pieniądza, co powoduje, że banki centralne nie mają kompetencji oraz prawa do ingerowania w ten rynek. Natomiast Bank Anglii stwierdził, że kryptowaluty nie zagrażają prawdziwemu pieniądzu i w związku z tym nie widzi podstaw do ingerowania.

Znalazły się również instytucje, które dopuściły kryptowaluty jako formalny środek płatniczy. Jako, że nie było wiadomo jak potraktować kryptowaluty z punktu widzenia obrotu nimi, rynek ten rozwijał się w większości krajów poza sferą uregulowaną, a giełdy obrotu kryptowalut powstawały w bardzo szybkim tempie.

Instytucje nadzorcze dostrzegały ryzyko i problem anonimowości klienta w całym łańcuchu handlu kryptowalutami (czemu Komisja Europejska dała wyraz w 2016 r., kiedy stwierdziła, że dyrektywa 2015/849 dotyczącej przeciwdziałaniu wykorzystywania systemu finansowego do prania brudnych pieniędzy oraz finansowania terroryzmu powinna objąć również giełdy kryptowalut.

Na początku 2010 r. można było zauważyć jednak dość optymistyczne podejścia nadzorców do tego rynku. Wiele krajów zapowiedziało nawet, że zamierza rozważyć wdrożenie własnych kryptowalut do rozliczeń w sektorze finansowym (dla przykładu Wielka Brytania rozpoczęła w 2009 r. prace nad własną walutą do rozliczeń instytucji z bankiem centralnym; to samo zadziało się w Szwecji, a Japonia zapowiedziała, że zamierza wprowadzić swojego własnego j-coina).

Początkowo tylko w nielicznej części krajów można było zauważyć sceptycyzm. Niemcy uznały, że kryptowaluty są aktywem finansowym i obrót nimi powinien odbywać się na takich samych zasadach, jak na normalnej giełdzie. Obecnie wyniki badania przeprowadzonego przez Cambridge Centre for Alternative Finance wskazują, że 52 proc. małych giełd analizowanych w badaniu posiada oficjalne rządowe licencje uprawniające je do obrotu kryptowalutami, podczas gdy w przypadku dużych giełd jest to zaledwie 35 proc.

Co więcej, autorzy badania zaznaczają, że, mimo iż handel kryptowalutami odbywa się głównie w czterech walutach (USD, JPY, EUR, GBP), mniejsze giełdy wspierają również obrót kryptowalutami w ponad 40 innych.

Początkowo bierne podejście nadzorców, jak również brak regulacji spowodowały, że rynek kryptowalut cieszył się ogromną popularnością. Większość transakcji mogła być anonimowa i poza sferą regulacji, co dawało możliwość prania brudnych pieniędzy. Niskie koszty energii („kopanie” kryptowalut, jest bardzo energochłonne), wysoki popyt na walutę wirtualną oraz zaawansowany rozwój technologii spowodowały, że rynek „krypto” najbardziej zaczął się rozwijać w Azji, a w szczególności w Chinach i Korei Płd. Około 85 proc. handlu kryptowalutami odbywało się właśnie na tych rynkach, z czego ponad połowa podaży bitcoina pochodziła z Chin. Interesującym faktem jest również to, że 95 proc. bitcoinów jest w rękach 4 proc. rynkowych graczy, z czego 1 proc. kontroluje ponad połowę rynku.

Kryptowaluty stały się popularnym narzędziem do prania pieniędzy. Pod koniec zeszłego roku w mediach pojawiła się informacja, że Bułgaria w wyniku rozbicia zorganizowanej grupy przestępczej skonfiskowała 213,5 mld dol. w formie bitcoina (które w wyniku zmiany kursu w pewnym momencie warte były aż 3,3 mld dol.).

Wraz ze wzrostem popytu rosła też cena kryptowalut. To przyciągało coraz więcej inwestorów detalicznych liczących na szybkie zyski. W połowie 2017 r. zadziałała psychologia rynku. Słysząc o 50-proc. wzrostach z dnia na dzień, a później niemal z godziny na godzinę świat oszalał na punkcie bitcoina, a w raz z nim na punkcie kolejnych kryptowalut. Kapitalizacja bitcoina przebiła kapitalizację największych firm na świecie.

Wystarczyło mieć w nazwie słowo blockchain, a cena akcji od razu rosła o kilkadziesiąt procent. Znany jest przypadek spółki Long Island Tea Corporation, która poinformowała, że w bliżej nieokreślonej przyszłości zamierza zająć się pracami nad łańcuchem bloków, i w tym celu zmieniła nazwę na Long Blockchain – to wystarczyło, żeby cena jej walorów skoczyła o 289 proc. w zaledwie ciągu kilku sesji. Ludzie inwestowali coraz więcej pieniędzy w kryptowaluty, a przy tej euforii zapominali o ryzyku, jakie pociąga za sobą inwestowanie w te instrumenty.

Jakie to były ryzyka? Anonimowość transakcji, giełdy i projekty ICO, które istniały poza sferą regulacji, szerzący się obszar przestępczy, a wraz z tym związane wyłudzenia pieniędzy, napady hackerskie na giełdy kryptowalutowe, koncentracja bitcoina w rękach kilku inwestorów, wysoka zmienność kursów wynosząca pięciokrotność amerykańskiego indeksu giełdowego, brak mechanizmów zabezpieczających transakcje, brak ochrony inwestorów oraz wiele innych.

Coraz częstsze informacje o wyłudzeniach oraz oszustwach, jak również praniu brudnych pieniędzy spowodowało, że w połowie 2017 r. nastąpił przełom w podejściu instytucji nadzorczych – rozwój rynku kryptowalut wymknął się spod kontroli, a szerząca się szara strefa zaczęła zmuszać instytucje nadzorcze do coraz bardziej konkretnych działań. O ile jeszcze kilka lat temu widzieliśmy środowisko nadzorcze podzielone, obecnie większość krajów stoi na tym samym stanowisku – ograniczenia i przejrzystości w handlu kryptowalutami są niezbędne. Różnice dotyczą jeszcze skali i charakteru regulacji.

Przede wszystkim chodzi o wprowadzenie konieczności identyfikacji klienta (tzw. „Customer Due Dilligence”), monitoring oraz wprowadzenie obowiązku informacyjnego do urzędów nadzorczych dotyczących pochodzenia środków pieniężnych oraz podejrzanych działań klienta. Coraz częściej mówi się o licencjonowaniu giełd, które obracają walutami wirtualnymi. Niektóre kraje zaczęły nawet opowiadać się za zakazem obrotu kryptowalutami (na przykład Chiny i Korea Płd.); Unia Europejska zapowiedziała, że pracuje już nad uregulowaniem tego rynku, Fed również zaznaczyła, że zamierza w najbliższym czasie ograniczyć rozwój kryptowalut. Wiele krajów, np. Wlk. Brytania, zdecydowało się na wycofanie z projektów tworzenia własnych kryptowalut.

Instytucjom nadzorczym, które obecnie opowiadają się za ograniczeniem rozwoju kryptowalut chodzi o ograniczenie świata przestępczego, który wykorzystuje rynek kryptowalut do ukrywania, transferowania i prania pieniędzy. Dlatego ten rynek nie może istnieć w obecnym kształcie. Jest to zbyt niebezpieczne zarówno dla systemu finansowego, jak również ze względów społecznych. W euforii ludzie zapominają o ryzyku, jakie pociąga za sobą inwestowanie w kryptowaluty, a to może doprowadzić do wielu tragedii. Obecnie rynek jest bardzo chaotyczny, a wzrosty i spadki o kilkanaście procent dziennie nie są rzadkością.

Uregulowanie tego rynku mogłoby mu dać stabilność, a przez to także większą wiarygodność. Nie musi być natomiast jednoznaczne z ograniczeniem jego rozwoju. Wartościowe projekty mogą na takich zmianach tylko skorzystać. Ripple czy „paywall”, wykorzystywany w sektorze finansowym, są najlepszym tego przykładem. Innym może być zastosowanie kryptowalut do rozliczeń wewnętrznych między stronami transakcji.

Regulacje zduszą zaś rozwój kryptowalut, które nie mają żadnego pokrycia, a ich cena jest napędzana pieniędzmi niewiadomego pochodzenia i spekulacją. Mało prawdopodobne wydaje się również, że kryptowaluty zastąpią zwykły pieniądz. Koszt ich wydobycia jest na tyle duży, że żaden kraj zachodni przy obecnych cenach energii nie będzie mógł sobie na to pozwolić. Brak anonimowości zminimalizuje handel przestępczy a regulacje dotyczące obrotu przyczynią się do ograniczenia działalności spekulantów i ustabilizowanie cen instrumentów.

Współpraca: Petra Pawlowski, Karol Skowroński.

Artykuł oryginalnie opublikowany został na stronie Obserwatora Finansowego:

https://www.obserwatorfinansowy.pl/tematyka/rynki-finansowe/koniec-nieograniczonej-swobody-kryptowalut/

Jak inwestować, kiedy stopy procentowe się zmieniają? cz. II

W zeszłym tygodniu skupiłam się na wpływie polityki monetarnej na rynek akcji więc dzisiaj nadszedł czas na obligacje. Jak już pisałam w poprzedniej części naszej serii o stopach procentowych, polityka ekspansywna sprzyja inwestorom, którzy postanowili zainwestować w akcje. Inaczej przedstawia się sytuacja na rynku obligacji (Tabela 3).

Tabela 3: Zwrot z inwestycji i odchylenie standardowe (w %) w ujęciu rocznym: styczeń 1966- grudzień 2013

stopy 4

Źródło: Invest with Fed: Maximizing portfolio performance by following Federal Reserve Policy, Robert R. Johnson, Gerald R. Jensen, Luis Garcia-Feijoo, McGraw Hill.

 

Ekspansywna polityka monetarna nie sprzyja inwestorom inwestującym  w obligacje ale tylko krótkoterminowe. Nie ma co się dziwić, zważywszy na to, że niskie stopy procentowe oznaczają niski dochód dla inwestorów. Dla obligacji długoterminowych nie widać jednak tak znaczącej różnicy zależnej od polityki monetarnej. Co ciekawe, najwyższy zwrot z obligacji inwestorzy osiągają jednak w okresie zrównoważonym. Na przykład, amerykańskie krótkoterminowe papiery skarbowe dawały zarobić rocznie średnio o 5.17%, natomiast długoterminowe aż 8.82% .

Oczywiście, nasuwa się pytanie, dlaczego tak się dzieje? Jako, że podstawą wyceny instrumentów rynku pieniężnego są aktualne stopy procentowe, w przypadku obligacji krótkoterminowych bieżąca stopa wpływa bezpośrednio na rentowność obligacji. Dlatego też wyższe stopy procentowe przekładają się bezpośrednio na wyższą rentowność obligacji. Odwrotność ma miejsce w przypadku niskich stóp procentowych a tym samym ekspansywnej polityki. Stąd rentowność krótkoterminowych papierów skarbowych jest najwyższa podczas restrykcyjnej polityki monetarnej. Natomiast w przypadku obligacji długoterminowych, bieżące stopy procentowe tylko pośrednio wpływają na wycenę obligacji. Długoterminowe obligacje, to znaczy dziesięcio – czy trzydziestoletnie wyceniane są przez mechanizmy rynkowego popytu i podaży a na ich cenę wpływają przede wszystkim wydarzenia makroekonomiczne, oczekiwania dotyczące inflacji, przyszłych stóp procentowych czy wskaźników tempa wzrostu gospodarki. Oznacza to, że rynkowa wycena obligacji długoterminowych nie jest związana tylko z poziomem bieżących stóp, ale również oczekiwaniami inwestorów dotyczącymi ogólnej sytuacji kraju. Wyniki badań wskazują, że najbardziej pod uwagę brane są oczekiwania, co do przyszłej inflacji. Inflacja jest największym zagrożeniem dla inwestorów obligacji, gdyż kupony najczęściej są płacone według stałej stopy. Dlatego  niepewność, co do przyszłej inflacji może przełożyć się na wyższe oczekiwania inwestorów, co do rentowności tych obligacji. W przypadku, kiedy polityka monetarna jest restrykcyjna, banki centralne najczęściej są w fazie zwalczania inflacji. Inflacja jest bieżącym problemem. Kiedy natomiast polityka monetarna jest ekspansywna, inwestorzy prognozują problem z przyszłą inflacją żądając wyższej stopy zwrotu. W przypadku zrównoważonej polityki monetarnej, inwestorzy nie mają jednoznacznej opinii, co do przyszłej inflacji, co podnosi ich oczekiwaną stopę zwrotu z obligacji. W ten sposób w okresie zrównoważonej polityki monetarnej osiągają najwyższą stopę zwrotu (Johnson i in., 2015). Oczywiście w przypadku długich terminów zapadalność obligacji wpływa również na ryzyko niewypłacalności kredytobiorcy. Dlatego też długoterminowe obligacje przedsiębiorstw mają wyższą stopę zwrotu niż obligacje rządowe.

Jak się zachowują pozostałe aktywa finansowe? Poniższa Tabela 4 przedstawia zależność pomiędzy rentownością inwestycji w aktywa alternatywne.

Tabela 4: Zależność pomiędzy stopą zwrotu z inwestycji alternatywnych a polityką monetarną

stopy 5

Źródło: Invest with Fed: Maximizing portfolio performance by following Federal Reserve Policy, Robert R. Johnson, Gerald R. Jensen, Luis Garcia-Feijoo, McGraw Hill.

 

Jak można zauważyć inwestycje w towary (ang. commodity) zachowują odwrotną zależność niż akcje, czy też obligacje oferując inwestorom dobrą możliwość dywersyfikacji portfela. Commodity oferują inwestorom niskie zyski podczas, gdy rynek akcji prosperuje bardzo dobrze, czyli podczas ekspansywnej polityki monetarnej. Natomiast, commodity dają inwestorom dobrze zarobić, podczas, gdy rynek akcji nie zezwala na to, tzn. podczas restrykcyjnej polityki monetarnej. Warto również zaznaczyć, że są pewne surowce, których wyniki nie zależą silnie od polityki monetarnej. Są to przede wszystkim metale szlachetne, włączając złoto. Co ciekawe wyniki tych metali są słabo skorelowane z rynkiem akcji oraz obligacji. To powoduje, że metale te posiadają unikalne cechy, które predysponują je do umieszczania w portfelach składających się z tradycyjnych aktywów finansowych.

Obecnie znajdujemy się w okresie niepewnej sytuacji polityki monetarnej. Z jednej strony Banki Centralne zapowiadają obniżenie stóp procentowych i odejście od poluzowania ilościowego, nie podejmują jednak, przynajmniej w Europie, „drastycznych” kroków w tym kierunku. Niemniej jednak należy założyć, że podwyżka stóp procentowych jest nieunikniona. Dlatego inwestorzy powinni powoli zastanowić się nad rebalancingiem portfela w stronę obligacji i commodity.