Przeważnie mówiąc o sporze Katalonii i Madrytu mamy na myśli wielkie piłkarskie święto i pojedynek FC Barcelony (zwanej również Dumą Katalonii) i Realu Madryt. Spotkanie to zawsze budzi mnóstwo emocji, elektryzując cały piłkarski świat. Każde spotkanie tych dwóch drużyn to również okazja do manifestacji przez Katalończyków swoich niepodległościowych dążeń.
W ostatnim czasie świat zelektryzował jednak nieco inny pojedynek. Rząd Katalonii (która jest wspólnotą autonomiczną, co oznacza, że de facto jest państwem w państwie) zdecydował o przeprowadzeniu referendum niepodległościowego 1/10/2017. Rząd Carlesa Puigdemonta uchwalił również tak zwany Akt Przejściowy mówiący o tym, że w przypadku opowiedzenia się Katalończyków za niepodległością, ogłoszenie suwerenności będzie mogło nastąpić w ciągu 48 godzin, a Puigdemont zostałby automatycznie prezydentem nowego kraju na prawach republiki. Warto zaznaczyć, że referendum, jak i Akt Przejściowy zostały uznane za nielegalne przez Hiszpański Trybunał Konstytucyjny.
Działania rządu w Madrycie, któremu przewodzi Mariano Rajoy skupiły się przede wszystkim na zapobieżeniu przeprowadzenia referendum. Działania takie jak podporządkowanie katalońskiej policji zwierzchnikowi z Madrytu, czy akcja konfiskaty kart do głosowania i urn, miały na celu uniemożliwienie oddania głosu.
Referendum jednak się odbyło. W obawie przed zamknięciem lokali wyborczych ludzie okupowali. Policja, mająca rozkaz zamknięcia placówek użyła siły (w tym gumowych kul i pałek). W starciach ze służbami mundurowymi rannych zostało 844 osób, w tym 2 ciężko. W referendum, w którym udział wzięło 2,26 miliona osób (42,3% uprawnionych – wyniki nie uwzględniają skonfiskowanych kart i urn) aż 90% głosujących opowiedziało się za secesją, 8% było przeciw. Aby zaznaczyć wyjątkowość sytuacji FC Barcelona rozegrała wczorajszy mecz z UD Las Palmas przy pustych trybunach.
Co wyniki referendum oznaczają dla Hiszpanii? Okazuje się, że kryzys ten może mieć poważne reperkusje. Jak donosi CNN, Katalonia odpowiedzialna jest za około 25% eksportu Hiszpanii, 21% wpływów z podatków, a jeśli chodzi o wkład w produkt krajowy brutto – niecałe 20%. Oznacza to, że region zajmujący 6,34% powierzchni i skupiający 16% populacji jest odpowiedzialny za jedną piątą gospodarki Hiszpanii – będącej czwartą siłą strefy Euro. Organizacje proniepodległościowe, jak na przykład Omnium Cultural, wezwały również do przeprowadzenia we wtorek, 3/10, strajku generalnego.
Obie strony sporu nie są zgodne co do znaczenia referendum. Puigdemont ogłosił, że wyniki referendum dają mandat społeczny do przeprowadzenia secesji, podczas gdy Rajoy ogłosił, że referendum nie miało żadnej mocy prawnej z uwagi na fakt jego niezgodności z hiszpańską konstytucją.
Co ciekawe, obecny kryzys nie jest pierwszym przypadkiem, w którym Katalończycy zaznaczają swoją odrębność. Już w X wieku, po uniezależnieniu się Katalonii od monarchii frankońskich Katalonia stała się niezależnym państwem. Pierwsze antyhiszpańskie powstanie wybuchło w 1640 roku i od tamtej pory co kilkadziesiąt lat Katalonia próbuje stać się niepodległym państwem.
Na sytuację tę od razu zareagowali inwestorzy – IBEX 35, indeks skupiający 35 największych spółek z Bolsa De Madrid, stracił na otwarciu 1,29%. Reakcja rynków nie jest tak silna, jak mogłoby się spodziewać, ponieważ o godzinie 10:00 indeks ten tracił już „tylko” 0,77%, kontynuując rajd w dół do poziomu 0,84% już o 10:15. Warto jednak przyglądać się sytuacji, ponieważ najbliższe 48 godzin może diametralnie zmienić oblicze Hiszpanii.
Źródło: Bankier.pl